112 Polowanie.
żąłem, gdy usłyszałem, że przejeżdżamy przez spory most, a wkrótce potem samochód zatrzymał się.
pytam.
Co się stało?
nocleg.
Nic nadzwyczajnego
— To nie pojedziemy do samego Cuangaru?
— A cobyśmy tam robili? Małe, brudne miasteczko, z obrzydliwym hotelikiem. Mamy ze sobą, wszystko, czego trzeba; zobaczy pan zresztą.
Murzyni, wprawni widocznie w tego rodzaju pracy, krzątali się już przy rozstawianiu namiotu. Na sporej polance, wśród kolosów-drzew, wbijali w ziemię kołki, rozciągali brezenty, rozstawiali łóżka, stół, krzesła i nawet umywalnię brezentową. Odpowiednio ustawiony samochód oświetlał swemi latarniami całą polankę tak, że było jasno, jak w dzień.
Gdy namiot stał już gotowy i czyściutko zasłane łóżka zapraszały do spania, rozłożono ogniska i do kociołków wrzucono dwa tłuste kurczaki i kawał suszonej antylopy. Trudno opisać, jak smakowała ta gorąca kolacja, po całej dobie jazdy samochodem! Napiliśmy się następnie czarnej kawy, wypaliliśmy po papierosie i rzuciliśmy się w objęcia Morfeusza, by jeszcze przed świtem wyrwać się z nich i rozpocząć emocjonujące polowanie samochodowe.
Ubieraliśmy się i zbierali rzeczy swoje również przy świetle reflektorów samochodowych.
Murzyni szybko zwinęli namiot i o czwartej i pół rano wyruszyliśmy dalej. l)o Cuangaru nie wstępowaliśmy wcale i wprost z drogi wjechaliśmy na równiutki jak stół step, rzadko porośnięty krzakami i kępami drzew, odległemi od siebie o sto do dwustu metrów. Wolno pojechaliśmy na wschód.