MAREK ZIÓŁKOWSKI
Rekrutacja młodych adeptów do nauki jest statystycznie rzecz biorąc na wszystkich kolejnych swych szczeblach społecznie selektywna. W naszym kraju obserwuje się ostatnio szybki wzrost ilości studiującej młodzieży. Jest to jednak dotychczas tylko w ograniczonym zakresie instrument awansu społecznego i wyrównywania różnic społecznych. Obecny polski system kształcenia uprzywilejowuje dzieci z rodzin inteligenckich i dużych miast - siedzib uniwersytetów i innych szkół wyższych, spada natomiast w szczególności odsetek studiujących dzieci z rodzin wiejskich. Selekcyjne egzaminy na studia bezpłatne najłatwiej zdają osoby z rodzin już uprzywilejowanych, im także najłatwiej jest pokryć koszty odpłatnego studiowania. Społeczeństwo polskie zatem, choć zdecydowanie podnoszą się średnie wskaźniki wykształcenia, jednocześnie dalej się pod względem wykształcenia różnicuje, a system szkolnictwa wyższego paradoksalnie przyczynia się do wzrostu owego zróżnicowania - dając większe szanse dzieciom z pewnych jedynie grup społecznych oraz pewnych jedynie miejscowości. System ten jest obecnie bardziej czynnikiem dziedziczenia statusu niż jego osiągania.
Podobny mechanizm zdaje statystycznie występować przy rekrutacji absolwentów do pracy naukowej. Na pracę tę nie decydują się równomiernie wszystkie pochodzące z różnych środowisk osoby do tego naturalnie predystynowane, ale przede wszystkim dzieci ze środowisk inteligenckich, w tym zwłaszcza dzieci pracowników naukowych. Nauka polska jest w znacznej mierze (w porównaniu z innymi dziedzinami w ogólnie jednak dość ruchliwym społeczeństwie) bardziej stanem dziedzicznym niż przestrzenią społecznej ruchliwości (czy też ujmując rzecz bardziej optymistycznie - społecznego awansu). Fakt ten w istotny sposób ogranicza pulę rekrutacji pracowników naukowych. Wydaje się, że w innych krajach, z USA na czele, sytuacja wygląda nieco inaczej - zwłaszcza gdy szansa społecznego awansu przyciąga do nauki młode osoby nie tylko z różnych grup danego społeczeństwa, ale i z różnych krajów. Równocześnie jednak sytuacja polska ma pewne zalety. Owo dziedziczenie jest ważnym elementem motywacyjnym, skłaniającym do podejmowania pracy w nauce przez młodych adeptów. Dysponują oni - by odwołać się raz jeszcze do kategorii socjologicznych Bourdieu - dwoma typami kapitału: kapitałem kulturowym (odpowiednią ogólną kompetencją, kulturą i „nastawieniem” wobec nauki) oraz kapitałem społecznym (siecią znajomości i wpływów, m.in. rodzinnych i towarzyskich), co może być odpowiednią rekompensatą wobec niedostatku kapitału materialnego, który może zapewnić nauka
Trudniejsze w porównaniu z osobami średnio- i staro-wiecznymi są także „wewnątrznaukowe” warunki osiągania znaczących efektów naukowych przez juniorów. Tylko juniorów obowiązują terminy i tylko juniorom grozi rotacja, co skłania ich do podejmowania problemów łatwiejszych, zgodnych z dotychczasowym paradygmatem „nauki normalnej”, a nie sprzyja podejmowaniu ambitniejszych, ale często i bardziej czasochłonnych tematów, np. rozpraw doktorskich.