Z LEKTUR ZAGRANICZNYCH 377
Wszędzie też, w tej części Europy, przypomniano sobie o etnicznych mniejszościach, organizując dla nich usługi biblioteczne. Otóż to jest często owczy pęd. Na ogół bowiem grupy mniejszościowe zbyt słabo znają język rodzimy, żeby posługiwać się nim w czytaniu.
Mark Hepworth (Wielka Brytania) oraz Michael Cheng (Singapur) podjęli się opisania bibliotekarstwa w Południowo-Wschodniej Azji, ale zadanie okazało się niewykonalne, z uwagi na kolosalne różnice bibliotekarstwa w różnych krajach. Im kraj biedniejszy, tym oczywiście sytuacja jest gorsza; przy tym biblioteki istnieją głównie w miastach i właściwie tylko w Malezji oraz w Singapurze można mówić o systemach bibliotecznych. Ale i w tej części świata pojawiła się elektronika, a coraz więcej uniwersytetów wprowadza studia bibliotekoznawcze.
Peter Johan Lor (RPA) omówił niektóre problemy udostępniania, zaś Alan Poulter (Wielka Brytania) zreferował aktualny stan technologii informacyjnej. Angielka Patricia Layzell Ward zwróciła uwagę na problematykę zarządzania w dyskusjach bibliotekarskich. Jej zdaniem, przeważają analizy możliwości pozyskiwania środków i redukcji personelu, a zwłaszcza dominują problemy gospodarki kadrowej. Mówi się mianowicie o przygotowaniu pracowników do konieczności zmian stanowisk pracy i o trudnościach w prawidłowym rozwoju zawodowym wobec szalonej konkurencji kandydatów do stanowisk kierowniczych (w Polsce nie zauważyłem) oraz dyskryminacji kobiet (hm). Autorka zwróciła poza tym uwagę na rosnące zagrożenie pracowników bibliotek ze strony klienteli, co i w Polsce daje się zauważyć. Zmiany strukturalne w organizacji bibliotek są — według P. Ward — skutkiem zmiany nastawień bibliotek: zamiast na zbiory to teraz na użytkowników. W ogóle reguły marketingowe zainstalowały się w bibliotekarstwie na stałe.
W epilogu jeden z redaktorów tomu, Graham Mackenzie, zasygnalizował konieczność zachowania umiaru. Nie można mianowicie odstąpić od obiegu materiałów pisemnych, ale nie da się z kolei ignorować technologii elektronicznych. A w ogóle — jego zdaniem — świat pęka na dwie części: bogatą i stechnicyzowaną oraz biedną i manufakturową.
Sądzę, że warto zarekomendować ten tom do przeczytania. To znacznie więcej niż tylko roczny przegląd piśmiennictwa profesjonalnego.
Już od dłuższego czasu biblioteki w Europie Zachodniej oraz w Stanach Zjednoczonych — w szczególności biblioteki publiczne — zajmują się dostarczaniem informacji biznesowej, z lepszym albo gorszym skutkiem. W większych bibliotekach potworzono nawet specjalne oddziały i zaczął się w tym zakresie specjalizować również personel.
Pomysł rozprzestrzenił się także i na biblioteki polskie: pierwsze agendy już powstały, w planach są następne — jakkolwiek różnice są zasadnicze. Nie mamy stosownych systemów informacyjnych, literatura przedmiotu jest uboga, a i biznesmeni polscy nie mają zwyczaju odwiedzania bibliotek.
Żeby zorientować się, o co w tym wszystkim rzeczywiście chodzi, warto przejrzeć zbiór prac The basie business library [3], zestawiony przez B. S. Schlessingera, emerytowanego profesora uniwersytetu w stanie Teksas. W okresie 15 lat jest to już 3 wydanie tej książki, odpowiednio zmienione i uaktualnione. Wynika z tego, że odbiór był dobry.
Książka ma charakter poradnikowy: sugeruje sposoby prowadzenia biblioteki biznesowej oraz określa, co w niej powinno być. Dlatego sporą część tekstu przeznaczono na charakterystykę 200 wydawnictw książkowych oraz 315 artykułów z czasopism, związanych z szeroko pojętą informacją biznesową.
W tekście charakteryzuje się również 121 biznesowych baz danych dostępnych Online i panorama jest rozległa. Zdaniem autorki stosownego szkicu, inaczej wiadomości szybko ulegałyby dezaktualizacji, a dostęp do nich byłby utrudniony. Elektronika umożliwia szybkie i łatwe uzyskanie informacji, stwarza szanse weryfikacji i pomaga w wyszukiwaniu.
Główne bazy obejmują handel i produkcję, zarządzanie i marketing oraz finanse. Standard informacyjny obejmuje m.in. rejestry instytucji, ich finansowe raporty, powiadomienia o dywidendach oraz o ruchach cen. To zawierają pakiety informacyjne. Za korzystanie online z tych informacji pobierane są opłaty w granicach 50-150 dolarów za godzinę, a więc wysokie. Zdaniem autorki, taka informacja sama nie wystarczy i trzeba koniecznie korzystać jeszcze z informacji tradycyjnej.