(12 MITY KOŚCIOŁA
(12 MITY KOŚCIOŁA
I Choroby, a zwłaszcza epidemie, to kara boska za grzechy, nie należy się więc im przeciwstawiać; mężczyzna ma z prawej strony o jedno żebro mniej - tak głosi Biblia, więc kto dokonuje sekcji zwłok, by to sprawdzić, popełnia śmiertelny grzech pychy.
Przede wszystkim szkodzić
Tc i im podobne doktryny Kościoła katolickiego obowiązywały w Europie od V do XV wieku. Tysiąc lat! A nawet znacznie dłużej...
Starożytność to obok fantastycznych dokonań sztuki także stulecia rozwoju nauki niekrępowanej żadnymi doktrynami teologicznymi czy politycznymi. Jedną z najważniejszych dziedzin poznania było ludzkie ciało. Mikrokosmos tkanek i płynów, ich wzajemne relacje, zależności i niedomagania budziły zainteresowanie od czasów najdawniejszych. Pradawni chirurdzy już w czasach prehistorycznego neolitu dokonywali skomplikowanych, a co ciekawsze - udanych operacji, na przykład trepanacji czaszki kamiennymi nożami. O ówczesnej medycynie chemicznej wiemy tylko tyle, że istniała, o czym świadczą operacyjnie leczone otwarte złamania kości, zszyciu run i amputacje, które goiły się bez infekcji. A więc zioła, jakieś pra-antybiotyki, pewnie minerały i metale...
Jeśli prawdziwy podziw budzą
przodków, którzy uganiali się po tundrze za mamutami, to co dopiero powiedzieć o starożytnym Egipcie, Grecji, Rzymie, Mezopotamii... Tam medycyna osiągnęła status najważniejszej z nauk, a jej poziom był fascynujący. Ot, choćby okres budowy piramid. Jeszcze do niedawna uważano, że kamienne grobowce wznosiła armia niewolników. Dziś już ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że kamienne bloki ciosali, przenosili i ustawiali doskonale wyszkoleni fachowcy, zdrowo odżywiani i otoczeni wszechstronną opieką medyczną. W pobliżu piramidy Cheopsa archeolodzy odkryli nawet szpital dla robotników, który jednorazowo mógł przyjąć i leczyć dwieście osób.
Medycyna Greków i Rzymian stała na jeszcze wyższym poziomie. Na przykład „ojciec medycyny” Hi-pokrates zalecał diagnozowanie chorego na podstawie obserwacji jego ciała (zwłaszcza twarzy) i stanu wydzielin. Jako pierwszy opisał zbawienny wpływ ruchu na świeżym powietrzu na ludzkie zdrowie, z powodzeniem leczył skoliozę, korygował operacyjnie deformację stóp, stosował balncotcrapię, dietę i higienę. Rozpoznawał i próbował leczyć raka, niektóre choroby zakaźne oraz choroby psychiczne.
Inny wielki medyk starożytności - Galen - wyjaśnił, na czym polega różnica pomiędzy tętnicami a żyłami, opisał układ nerwowy i działanie płuc, uważał, że gorączka jest samoobroną organizmu, jeśli jednak jest zbyt wysoka, należy temu przeciwdziałać (zimne okłady). Jako pierwszy sporządził listę dostępnych leków (wraz ze sposobami ich przyrządzania) i przyporządkował dany medykament konkretnemu schorzeniu.
Usta wielkich medyków starożytności jest długa. Nie krótsza ich bezimiennych kolegów zza oceanu, którzy (zdaniem wielu naukowców) na długo przed przybyciem do nich Kolumba przeprowadzali udane transfuzje kiwi i stosowali narkozę podczas operacji.
© © ©
W V wieku naszej ery wraz z upadkiem Rzymu nastąpił kres antycznej cywilizacji - jej sztuki, a przede wszystkim nauki. To była prawdziwa hekatomba ludzkiej myśli. Masakra tysięcy lat doświadczeń i zdobytej w ich wyniku wiedzy teoretycznej i empirycznej, z której świat tak naprawdę otrząsnął się dopiero w wieku XIX. A i to nic do końca.
Wraz z nadejściem średniowiecza, a co za tym idzie, chrześcijaństwa, to Bóg i tylko Bóg stał się najwyższym, sprawiedliwym sprawcą wszystkiego - w tym także chorób, których był najlepszym (często jedynym) lekarzem. Oto kilka autentycznych średniowiecznych sposobów wyjaśnienia przyczyn zsyłania przez Stwórcę choroby. A więc człowiek choruje tylko dlatego, że:
® Bóg chce pomnożyć zasługi chorego na ziemskim padole poprzez zwiększenie jego cierpienia. Nie należy zatem pod żadnym pozorem Bogu w jego zamyśle przeszkadzać, bo w ten sposób szkodzi się samemu sobie;
© człowiek nieustannie zmierza do pychy, więc Bóg chorobą przypomina mu o jego marności;
© ciężka choroba to najlepszy sposób nawrócenia grzesznika na drogę cnoty, która prowadzi do późniejszego życia wiecznego;
© piekielne męczarnie zsyła Bóg niektórym najcięższym grzesznikom już na ziemi. A to w postaci okropnych, bardzo bolesnych, długich acz zawsze śmiertelnych chorób. Lekarzowi nie wolno więc pod żadnym pozorem przeszkadzać Stwórcy w jego dziele, które to dzieło Bóg czyni wspólnie z Szatanem (I).
Z tym ostatnim twierdzeniem to może byśmy się i zgodzili...
Lekarz średniowieczny, jak widzimy, miał raczej niewiele do roboty, jeśli nic chciał sprzeciwiać się boskiej woli. Ale pomimo ostrych zakazów najwyższej kościelnej hierarchii w podziemiach uniwersytetów (medycyna przez stulecia nie była uznawana za naukę) próbowano czytać i rozumieć dzieła starożytnych mistrzów i rozwijać ich wiedzę. Jednak dopiero w roku 1286 przeprowadzono w Cremonie pierwszą nowożytną sekcję zwłok. Do następnych wykorzystywano ciała skazańców. Do czasu aż papież Bonifacy VIII nie wydal w roku 1299 całkowitego zakazu autopsji. Na szczęście tylko na ludziach, więc ówcześni anatomowie przerzucili się na krojenie zwierząt, uważając mylnie, że na przykład ciało świni niczym nie różni się od ludzkiego. Głównym powodem zakazania sekcji zwłok (obok strachu, że z ciała „wyparuje" dusza, która być może jeszcze tam siedzi) była obrazoburcza konstatacja lekarzy, że mężczyźnie wcale nie brakuje żebra. Zatem Biblia, twierdząc, że Adamowi wyjął je Bóg, mija się z prawdą. Z czymś podobnym Watykan oczywiście nic mógł się pogodzić.
Przez cale średniowiecze wszelkie choroby postrzegano jako bezpośrednie dzieło szatana lub innych złych duchów, którym Bóg nakazał wtargnięcie do ciała ofiary. Leczenie polegało więc głównie na modlitwach i wygnaniu demona za pomocą cg-zorcyzmów. Cale traktaty „naukowe" spisano, spierając się, czy choroba pochodzi bezpośrednio od Boga, czy może raczej Bóg jest tylko wyrazicielem woli, a diabeł tej woli bezwolnym wykonawcą.
Jakkolwiek by jednak było, to „najskuteczniejszymi" lekami nu wszelkie dolegliwości były modlitwy do świętych patronów (np. Łukasza, Kośmy i Damiana), pielgrzymki do miejsc świętych oraz relikwie. W średniowiecznych centrach pielgrzymkowych były dosłownie całe „apteki" pełne relikwii na każdą dolegliwość. Także takich, które zabezpieczały przed czarownicami i złymi duchami. A więc coś na kształt profilaktyki! Niektórym chorym zaleca-akurat dla tego i owego pasibrzucha mogło być zbawcze.
Jeśli jednak lżejsze przypadłości (np. ból brzucha w wyniku niestrawności) można było od biedy przypisać zjedzeniu czegoś nieświeżego, to już choroby psychiczne traktowane były jako widomy znak bożego przekleństwa. Opis czegoś podobnego pochodzi z Niemiec z roku 1021. Przed jednym z kościołów grupa ludzi zachowywała się zbyt głośno. Miejscowy ksiądz przeklął grzeszników słowami: „Bodajbyście tańczyli cały rok". I co powiecie? Nieszczęśnicy musieli pląsać dotąd, aż biskup nic zdjął z nich anatemy. Przekleństwo „tanecznictwa” od tamtej pory nader chętnie rzucane było przez duchownych. W roku 1278 w Utrechcie pod bezwolnie tańczącymi szaleńcami załamał się z woli Boga most. Utonęli wszyscy.
Takie opowieści przejmowały ludzi trwogą. Jeśli do tego dodamy kilka kontynentalnych epidemii, które spustoszyły Europę (pandemia dżumy w latach 1348-1352 pozbawiła życia 1/3 ludności Starego Kontynentu), to psychozę zbiorową mamy gotową. I karę boską. Stąd już tylko krok do „tanecznego kroku” pochodów danse macabre czy przemierzających setki kilometrów pochodów biczowników. Psychoza samoumartwiania się aż do granicy śmierci (a często także poza nią wykraczająca) była w średniowiecznej Europie pochwalanym przez Kościół panaceum na mniejsze choroby i na wielkie zarazy. Z lęku przez naglą śmiercią wzięło się też wszechkontynentalne polowanie na czarownice, które po makabrycznej książce „Malleus maleficarum" wysyłane były tysiącami na stosy. Ślady średniowiecznej magii, która zastępowała medycynę, odnajdujemy jeszcze dziś. Ot, choćby w życzeniu zdrowia kichającej osobie.
Czy medycy w średniowieczu przestali istnieć? Ależ nic. Zajmowali się na przykład poszukiwaniem na ciele chorego miejsca pozbawionego bólu. Czyli diabelskiego. Głębokie jego nakłucie miało wyleczyć chorobę. Jeszcze lepszym sposobem na pozbycie się schorzenia (zwłaszcza takiego, które opanowało ludzi możnych) było przekazanie Kościołowi darowizny. Najbardziej „skuteczna” była darowizna ziemska. Plcbs na ból zęba musiał zadowolić się modlitwą do świętej Apolonii, a na ból głowy - do Marcina.
Na szczęście dla ludzkości medycyna w swojej empirycznej formie przetrwała w tradycji ludowej i niekiedy klasztornej (ziołolecznictwo) oraz naukowej (na Bliskim i Dalekim Wschodzie). Z drugiej jednak strony rodzi się istotne pytanie, gdzie jako cywilizacja bylibyśmy teraz i jaka byłaby ludaffi kondycja oraz przeciętna długość życia, gdyby nauki medyczne od czasów Hipokratesa, Galena i Awicenny - rozwijały się bez przeszkód.
No, ale na szczęście - powiecie - średniowiecze minęło, a wraz z nim bezpowrotnie w niebyt odeszła ciemnota i zabobon. Otóż nic podobnego. Oto kilka haniebnych dat z najnowszej medycznej historii ludzkości:
Wiek XVIII, a gdzieniegdzie i XIX - Kościół (np. w Irlandii) zakazuje spożywania... ziemniaków. Rosną pod ziemią, a zatem są rośliną diabelską, która sprowadza na jedzącego wiele chorób. Cale połacie
Europy przestrzegają zakazu i sprowadzają na ludzi klęskę głodu;
1775 r. - francuski Kościół sprzeciwia się szczepieniom przeciwko ospie, bo są niezgodne z wolą bożą. Żaden wynalazek nic może ograniczać prawa Boga do sprowadzania śmierci - twierdzą hierarchowie.
1827 r. - Carl Ernst von Baer odkiyl w jajnikach kobiet komórki jajowe. Powstaje embriologia. Kościół odpowiada „kultem nienarodzonych” i po raz pierwszy (do dziś!) potępia badania dziecka w łonie matki.
1847 r. - pierwsze zastosowanie chloroformu jako środka znieczulającego podczas operacji. Kościół ogłasza, że to kpina z Boga i jego prawa do doświadczania człowieka
1878 r. - „wielki” papież Leon XIII oświadcza: „Nie mogę szczepienia ani pochwalić, ani też zakazywać szczepień przeciwko ospie, ale z mej strony traktuję je jako straszliwe i grzeszne targnięcie się na prawa majestatu bożego". W odpowiedzi Kanadyjczycy odmawiają przyjmowania szczepionek. Tysiące ludzi umierają podczas epidemii.
1968 r. - ONZ i Światowa Organizacja Zdrowia proszą papieża, aby Kościół zgodził się na antykoncepcję. W odpowiedzi Paweł VI ogłasza encyklikę „Humanae vitae”, która potępia sztuczne środki zapobiegania zapłodnieniu i dopuszcza jedynie naturalną regulację poczęć. Pod karą grzechu ciężkiego zabronione zostało stosowanie m.in. prezerwatyw i pigułki antykoncepcyjnej. Bardzo ważną rolę w powstaniu encykliki odegrał ówczesny kardynał Karol Wojtyła. Kilka lat później świat ogarnęła epidemia AIDS;
1998 r. - triumf biotechnologii. Wyodrębniono i zaczęto hodować laboratoryjnie komórki macierzyste. To nadzieja milionów, m.in. ludzi czekających na przeszczepy. Ale ta nadzieja gaśnie w krajach, gdzie po protestach Krk zakazano takich badań. Jan Paweł II jest nieczuły na prośby i argumenty naukowców oraz na błagania umierających. Kościelne „Nie!” sprawia, że badania nad komórkami macierzystymi schodzą do podziemia medycznego, a całe kliniki badawcze przenoszone są do Azji (np. do Korei Północnej), gdzie władza papieża nie sięga.
© © ©
Zadziwiające, jak przedziwną drogę przeszła medycyna od hipokrateń-skiego primum non nocere do kościelnego „przede wszystkim szkodzić”. Jak to jest, że milionom wylęknionych ludzi można było wmówić (niektórym nadal można), iż choroba to boska kara, którą da się wyleczyć jedynie za boskim (albo jakiegoś świętego) wstawiennictwem? Może strachem rządzi się daleko sprawniej niż miłością? Czyi nic mamy to do czynienia z opisywanym w psychiatrii syndromem sztokholmskim, czyli zjawiskiem, kiedy to ofiara zakochuje się w swoim oprawcy?
MAREK SZENBORN Wspólpr. ARIEL KOWALCZYK