Zwykle nim nie byłem. Droga też pogarszała się z każdą setką kilometrów: prócz nawianego piasku zaczęły nękać mnie olbrzymie dziury w jezdni, całkowicie niewidoczne w świetle rozproszonym przez pył. Były to okolice częściowo zamieszkałe przez koczowników, których zwierzyna często padała ofiarą wielkich ciężarówek. □
□ □
Rozdęte zwłoki krów, wielbłądów, kóz, osiołków na poboczu drogi były częstym widokiem. Smród, jaki temu towarzyszył, wywracał mi flaki. □
□ □
Tutaj Sahara pokazywała swoje inne oblicze. Ciekawe, co mi jeszcze pokaże i czego mnie nauczy? Trzeba było również bardzo uważać na rozbrykane kozy. Inne zwierzaki były nieco mniej ruchliwe, ale również stanowiły zagrożenie. Pamiętam scenę, jak jeden osiołek gonił drugiego i szczypał go w biegu w tyłek, a ten biedak z wystraszoną miną o mało co mnie nie staranował. Wielbłądy pakowały się na drogę z dużym dostojeństwem, ignorując zupełnie takiego malucha jak ja. □
□ □
□
□ □
□
□ □
□
Co ciekawe, pozostawione na poboczu zwłoki zwierząt były tylko w krajach, gdzie żyją nomadzi. Przyzwyczajeni do ciągłych zmian, przemieszczający się bezustannie, po prostu nie dbają o zdechłą zwierzynę. Plemiona Bantu - zamieszkujące obszary bardziej na południe, nad Nigrem - czyszczą okolice swoich wiosek ze zdechłej zwierzyny, poza tym budują zagrody w pobliżu swoich domostw. Widziałem w okolicach Gao jak pewien ojciec z synem stali nad padniętym osiołkiem i w zamyśleniu drapali się w identyczny sposób po głowie. W pobliżu stał wózek przygotowany do transportu zwierzaka. □
□ □
W rezultacie postępującej dewastacji dróg podjąłem decyzję, że do Tomboctou pojadę inną, okrężną drogą, przez Bamako i Mopti. Bałem się, że ugrzęznę gdzieś w piachu na amen. Było to prawie 1 000 km dalej, musiałem zrobić wielkie koło i dojechać do miasta od południa, a nie zachodu. Skręciłem więc na południe w kierunku granicy z Mali. □
Droga na południe zrobiła się całkiem fajna, dziur nagle ubyło, ludzi też. Miałem przed sobą kawał drogi bez stacji benzynowych. Pieniędzy nie mogłem wymienić, bo banki jak zwykle zamknięte. W ostatnim miasteczku po mauretańskiej stronie kupiłem u handlarza trochę kasy po paskudnym kursie, nie chciał się targować, bo wiedział, że ma monopol, ale paliwa już nie znalazłem. Powinno starczyć do pierwszego miasta w Mali. Jadę. □
□