(Skierbieszów), Romana Swatko, który najpierw ukończył naukę w Szkole Żeglugi Śródlądowej (gdzieś koło Wrocławia, chyba w Brzegu) a następnie Wyższą Szkołę Oficerską Marynarki Wojennej w Gdyni.
Przeszkolenie na "Gryfie" było przyjemne (oczywiście, że nie było dla tych harpaganów, którym zawsze było źle, gdy musieli coś robić i kogoś słuchać, dla których najlepszym życiem jest życie w samowoli).
W Ustce też czasami było nawet przyjemnie: ćwiczenia w lasach, pokonywanie wyznaczonej trasy w nocy. Ale były też idiotyzmy wojskowe wszystkim znane, jak szorowanie za karę ubikacji, wojsko śpiewa na komendę, czy podczas upału biegi i czołganie się po piasku z założonymi maskami przeciwgazowymi. Do wojska i wojskowego drylu nigdy nie miałem zamiłowania.
Ogólnie rzecz biorąc, nie było tak źle jak się mówi, w młodości jakoś toto człowiek wytrzymał, nabrał hartu ciała i ducha, ma co wspominać. No i miał stopień MAT.
Mam 2 fotografie z przysięgi: mundury z kołnierzykami, karabiny. Przez tyle lat byłem przekonany, że to fot. z przysięgi na 1. roku PSM - bo taka też była. A tu w 2009 r., gdy wysłałem Ryśkowi Rozenfeldowi kilka zdjęć z PSM ten stwierdził, że to nie mogła być przysięga w szkole tylko w USTCE! No bo na mundurach nie ma szkolnych pagonów, na czapkach jest napis MARYNARKA WOJENNA (faktycznie jest, choć mało wyraźny), wszyscy są wyrośnięci - a w 1. klasie byliśmy chuderlakami!
Jak to czasami człowiek widzi to - co chce widzieć.
Gdy już pracowałem w PŻM, na początku 1964 r. zostałem wezwany w Szczecinie do WKR i wysłany na przeszkolenie wojskowe do Gdyni (prawie 4 miesiące), do Wyższej Szkoły Oficerskiej na Oksywiu.
Czułem się trochę głupio, gdyż wszyscy na tym przeszkoleniu - oprócz mnie - byli z wcześniejszych roczników PSM. Nie wiadomo dlaczego ja się znalazłem wśród nich.
Po ukończeniu tego szkolenia otrzymałem stopień Podporucznika Rezerwy Mar. Woj. Od tamtego roku na szczęście wojsko zapomniało o mnie ... na zawsze.
17