zna traktować "Cosmic Paradox"
wyłącznie jako archiwalnej ciekawostki, dokumentu z czasów siermiężnych początków i zespołu, i polskigo death metalu, bo ten materiał wciąż ma potencjał i moc. Zespół nie bał się też nietypowych rozwiązań, proponując polskojęzyczną balladę *Lilith" z czystymi wokalami Andrzeja Miśty. świetnie dopełniającą takie klasyki jak: "Shadow Zonę", tytułowy czy "Just Like You", w którym wokalista brzmi już niczym jeszcze ostrzejszy Mille. Klasyk, wart poznania, jeśli jeszcze go nie słyszeliście.
Wojciech Chamryk
2020 HNE Rrcordinp
W zeszłym roku HNE Recordings opublikowało box The Bronze Tears 1973-1981", w którym znalazł)' się trzy solowe albumy Kena Hensley*a, wydane, gdy muzyk był jeszcze związany z Uriah Heep. Tym razem wytwórnia zaoferowała box z płytami Hensłey'a z lat 2012 - 2013. W tym zestawie znalazły się dyski "Love &. Other Myste-ries" i "Live Tales" sygnowane imieniem i nazwiskiem artysty oraz trzy dyski pod szyldem Ken Hensley & Live Fire. kolejno płyty "Live" (podwójny album) i "Trouble". "Love & Other Myste-ries" to bardzo łagodny i nastrojowy album z muzyką zlokalizowaną gdzieś w środku rocka. Rozpoczynający krążek "(This) Bleeding Heart" bardzo kojarzy się z tym co robi w swojej karierze Mark Kno-pfler i taki właśnie charakter ma cały krążek. Z tym, że cechuje go bogata i ciekawa instrumentacja, bowiem całość bardziej przypomina projekt. Choć muzykę nagrała konkretna grupa muzyków: Juan Carlos Garcia na perkusji, Antonio Fidel na basie i Ovido Lopez na gitarze, to Hensley a w-spiera też sporo instrumentalistów, którzy w'złx)gacają muzykę aranżacyj-nie z orkiestracjami włącznie. Poza tym bardzo dużo dzieje się od strony wokalnej bowiem nie tylko tu Ken Hensley śpiewa. Wspierają go Glenn Hughes. Santra Salko-va. Sarah Ropę. Irene Fomiciari oraz Roberto Tiranti. Sporą część "Love &. Other Mysteries" wypełniają duety damsko - męskie, co z kolei może kojarzyć się z formułą rock oper)-. Ogólnie pozycja do słuchania w romantyczne nocy. Podobny charakter ma następny album "Live Tales". Jednak tym razem jest to zapis solowego występu Kena Hensley'a, który śpiewa swoje kompozycje skomponowane na przestrzeni całej kariery, w tym z czasów, gdy wspierał Uriah Heep. W czasie występu akompaniuje sobie jedynie na fortepianie lub gitarze akustycznej. W sumie bardzo fajny koncert. Kolejny album. "Live" to również rejestracja nagrań na żywo, tym razem jednak w odsłonie bard rockowrej. Powiem szczerze, że w takiej formie najbardziej sobie cenie Pana Hensle/a, a szczególnie jego grę na Hammondach. Niczego sobie są również muzycy' wspierający Kena. świetnie potrafią wykreować atmosferę poszczególnych kompozycji. Występ ten jest też nie lada gratką dla fanów Uriah Heep. bowiem sporą jego część wypełniają utwory właśnie tego zespołu. Po prostu ten album to mus dla wszystkich fanów tej ikony hard rocka. Pierwsza część tego tytułu to ponad godzinne danie główne, za to druga to zaledwie dwudziestosześciominuto-wa dostawka, która charakteryzuje się pół akustycznym wykonaniem "Lady In Binek". Niesamowity czas dla wielbicieli hardrockowego wcielenia Kena Hensley’a. Trouble" to album, który kontynuuje hard rockową odsłonę osobowości Hen-sley’a. Tym razem są to w pełni autorskie kompozycje i najzupełniej świeżutkie. Niezwyrkle udanie nawiązują do tego co muzyk robił w latach siedemdziesiątych w Uriah Heep. No cóż niektórzy nieraz potrzebują całego życia aby przekonać się co dla nich jest najlepsze. A właśnie taki hard rock z wyeksponowanymi organami Hammonda to sedno tożsamości Kena Hensley’a. Wszystkie kompozycje na tym albumie są bardziej niż solidne, ba w niektórych momentach porywające, choć żadne z nich nie mogą równać się z największymi przebojami Uriah Heep typu "July Morning", "Lady In Black" czy też "Easy Living". Niemniej jest to bardzo dóbr)' krążek, który z pewnością zadowoli fanów starych dokonań Uriah Heep. Także box 'Tales Of Live Fire &. Other Mysteries" choć prezentuje dość krótki wycinek karier)' Hensley’a, to przedstawia go w różnoraki sposób, ale też jest podpowiedzią, że ten artysta najlepiej prezentuje się w siarczystym i pełnym energii hard rocku.
2020 Dying Victin»
Kopania w starociach ciąg dalszy. W sumie to się nigdy nie kończy i cały czas dostarcza niesamowitych emocji. Bo ile to już razy człowiek myśli, że nic go nie zaskocz)' a tu -myk! - i pojawia się coś, czego wcześniej nie znał a i muzycznie nie przynosi wstydu. Tym razem powodem zmarszczenia czoła jest
stara niemiecka kapela reprezentująca heavy/speed metal o. jakże znajomej, nazwie Mad Butcher. Grupa powitała w Essen a wydarzenie to jest datowane na 1981 rok. Kariera Rzeźnika trwała jedenaście lat. do 1992 roku. Natomiast w' 2020 roku ukazała się ich najnowsza płyta "For Adults On-ly" po reaktywacji. Ja jednak skupiam się na fonograficznym debiucie pod tytułem "Metal Lightning Attack". Dość niedawno Dying Victims Records postanowiło wypuścić wznowienie. Dźwiękowe tylko jednak, bowiem ani w kwestii grafiki, ani dodatkowych nagrań nie zostały poczynione żadne działania. W sumie i dobrze. Album sam w sobie jest dość ciekawy i, mimo siermiężnego brzmienia, może przy sobie zatrzymać. To taki pomieszany heavy metal ze speed metalem w wykonaniu naszych zachodnich sąsiadów, z lekką domieszką szorstkiego thrash metalu. Tak podpowiada mi ucho. Zresztą pewnie nie będę w tym osądzie osamotniony. Krążek nie jest odkrywczy ale przynosi ze słuchania trochę przyjemności. Po kilku odsłuchach wyraźnie zaczyna zyskiwać, chociaż do jakiegoś mega aplauzu i dewastacji pokoju, niestety, autora tej recenzji nie doprowadził. Te lekko czterdzieści minut muzyki to smaczek dla maniaków gatunku i wszelkich kopaczy w starociach. Dla bardziej zdystansowanego słuchacza Mad Butcher na "Metal Lightning Attack" może nie okazać się jednak czymś zmieniającym świadomość. To cały czas operowanie doskonale znanymi patentami z speed metalowej szkoły, bardziej tej germańskiej niżeli amerykańskiej. Wokalnie nasunąć się może trochę skojarzeń z Tank czy innymi angielskimi zespołami. Mad Butcher cały czas miesza i dość sprawmie porusza się między gatunkami. I to w sumie największa zaleta tej płyty. Wszystko inne zależy od indywidualnych preferencji odbiorcy', niemniej proszę nie skreślać "Metal Lightning Attack" bez uprzedniego zapoznania.
Adam Widełka
Evil
2020 IW Steel
Szwedzi są niesamowici. Nośne melodie mają we krwi. Nieważne, czy to jest heavy metal, hard rock, czy też death metal. Zawsze przemycają świetnie zaaranżowane ka-wałki, fragmenty czy też całości
albumu. Nie mówię, że w każdym momencie słychać echo ABBY. ale łączenie i, co ważne, symbioza z melodią nie powoduje im żadnej ujmy. Powiedziałbym nawet, że dodaje uroku. Weźmy taką EP Mindless Sinner "Master Of EviV'. Oryginalnie szesnaście minut materiału. W najnowszym, winylowym wydaniu Pure Steel Records, cała druga strona zapełniona została pięcioma kawałkami z demo '83. Od początku do końca jest jazda. Heavy metal z tekstami traktującymi o okultyzmie, kobietach czy metalu samym w sobie. Chwytliwy, zadziorny, galopujący. Szarpany, złowieszczy, gęsty. I od początku do końca zabarwiony niezwykle nośnymi melodiami. Wokale, solówki, sekcja - wszystko zanurzone jest w świetnych aran-żach, chwytających za gardło motywach. Cały czas ma się wrażenie, że muzyka zawarta na "Master Of Evil" unosi nas do samego sufitu. Demo zespołu nasycone jest jeszcze mocniej czystym chemicznie heavy metalem. Czuć w tych nagraniach surowiznę. Trochę spowodowane jest to brzmieniem, które już na pierwszy rzut ucha różni się od właściwego materiału. Natomiast daleki byłbym od stwierdzenia, że te kawałki są w jakiś sposób nieczytelne - nic z tych rzeczy. Słucha się tego tak samo soczyście jak "Master Of Evil". Lubię takie płyty. To esencja zjawiska zwanego heavy metalem. Kompozycyjnie, klimatycznie, szczerze - tutaj aż czuć pęd i radość z grania. Melodie przenikające się z niesamowitą swobodą z ostrymi riffami i motoryką sekcji. Krótko i na temat, jak to na mini albumach. Nawet bonusy nie stanowią dla mnie problemu, ba. są tutaj nawet świetnym dopełnieniem "Master Of Evil". W pe-wnym momencie dźwięki tak dobrze do siebie pasują, że samoistnie strony A i B można potraktować jako pełen album. Krótko mówiąc -włączyć, rozkręcić wzmacniacz i machać głową!
2020 BMC
To już kolejna - po wydanych w 2019 roku "Overkill" i "Bomber" -reedycja z dyskografii Motorhead w kontekście czterdziestolecia. Wydana tak samo profesjonalnie i zapierająca dech jak poprzedniczki. Bogate wersje, począwszy od winyli a skończywszy na ogromnym, kolekcjonerskim boksie, obfitują w dodatkowe utwory, zdjęcia i
218
RECENZJE