plik


ÿþBywaj lepsze i gorsze dni. Jak to w |yciu. Niejednokrotnie nasz stan wewntrzny odzwierciedla odpowiednia aparycja. Jednak to, co nastpnego ranka zobaczyB w lustrze profesor, byBo, bdz co bdz, rzecz niepojt. Niby ta sama zielona, niewyspana gba, ale co[ byBo nie tak. Ta zieleD jaka[ troch inna. A mo|e to zwidy? PrzejechaB dBoni po podbródku i poczuB idealn gBadko[. Niczym pupcia niemowlcia. Jak to mo|liwe, skoro jeszcze nie zd|yB si ogoli? No dobrze, mo|e zd|yB, tyle |e tego nie pamita, bo na przykBad my[laB o bozonach. Uznajmy, |e przytoczone spostrze|enia mo|na jeszcze, w jaki[ sposób, racjonalnie wyja[ni. Ale, na grób Einsteina, skd wziBa si ta para czuBek wyrastajcych z czoBa?! I to jeszcze zakoDczona kulistymi zgrubieniami, jakby tego byBo maBo. Rudolf poczuB, jak ogarnia go przemo|na ochota, by wybuchn histeri, lecz panowaB nad sob ostatkiem siB. Jak on teraz wygldaB? Jak on si w pracy poka|e w takim stanie?  Niech no ja dorw tego akwizytora!  wrzasnB. Dzi[ w nocy wypróbowaB ów cudowny preparat na porost wBosów. WykonaB wszystko dokBadnie zgodnie z instrukcj. A |e byB czBowiekiem pedantycznym, o pomyBce nie mogBo by mowy. Po prostu gówniarz daB nie ten specyfik. PoszedB do toalety. Wtedy prze|yB najwikszy szok. StraciB co[ wicej ni| tylko zarost. Du|o wicej. Jednak po krótkiej dezorientacji ustaliB, i| teraz mocz oddaje si lewym kolanem. Podczas [niadania wykryB problem z przeBykaniem. W gardle, zamiast standardowych dwóch dziurek, byBy trzy.  Preparat powa|nie naruszyB mój materiaB genetyczny  pomy[laB, ogldajc w lustrze jam ustn.  Co teraz zrobi? Mo|e to jaka[ dziwna choroba, na któr wspóBczesna medycyna zna lekarstwo? . Po gBowie chodziB mu pomysB udania si do szpitala, jednak zostaB uniewa|niony, gdy Rudolf doznaB ol[nienia. Bo przecie| ta zielona facjata z czuBkami nie jest zupeBnie obca. Przynajmniej nie na poziomie pod[wiadomo[ci. WystarczyBo wróci mentalnie do pewnych wydarzeD, by, mimo bardzo niedoskonaBej percepcji, jak si wtedy posiadaBo, skonstatowa, i| akwizytor mógB mie podobne udekorowanie czoBa. MaBo tego! Kilka lat temu wuj Arnold rozpowiadaB, |e na Ziemi, oprócz nas, |yje jeszcze jedna rasa istot inteligentnych. Oczywi[cie nikt mu nie wierzyB. Jego wystp zostaB uznany za zabawny i nagrany na wideo. Rudolf pobiegB na strych. WycignB stare kartony, po czym zaczB wyrzuca z nich ró|ne rupiecie. Kwadrans pózniej znieruchomiaB. Oto na dnie jednego z pudeB le|aBa owa zapomniana przez [wiat kaseta. Tryumfalnie pochwyciB j w dBoD i zleciaB do salonu, by pu[ci nagranie. Na ekranie ukazaBa si wtBa, u[miechnita posta w okularach o wyjtkowo grubej i niemodnej oprawce. Jej czarna grzywa przypominaBa bocianie gniazdo. Do tego koszula w krat niedbale wychodzca z podartych d|insów. Z wygldu mo|na by przypuszcza, |e byB to typ intelektualisty. W rzeczy samej. Wuj Arnold wykBadaB stosunki midzynarodowe (a nieoficjalnie równie| midzyplanetarne).  Chcecie, |ebym opowiedziaB o moim sensacyjnym odkryciu do kamery?  pytaB.  Niech zatem tak bdzie. Zapamitajcie sobie, co powiem. Ha, ha!  jego gBo[ny [miech miaB w sobie co[ z rado[ci i zuchwaBo[ci.  Nie mam dowodów, ale na Ziemi, równolegle z nami, koegzystuje inna forma istot inteligentnych. Jak wygldaj? Prosz bardzo, zrobiBem portret pamiciowy. OdsunB si, by kamera mogBa sfilmowa ekran komputera. Obraz przedstawiaB zielon istot z par czuBek. Kamera ponownie skierowaBa si na sylwetk Arnolda.  TrafiBem do ich [wiata przez przypadek. Jako jeden z nich  podczas wypowiadania tego zdania wykonywano zoom optyczny. Najpierw caBy kadr wypeBniBa gBowa mówcy. Po chwili pojawiB si majestat rowków, pryszczy oraz kaszek. Ostatecznie tBem nagrania staBo si oko, a gBównym bohaterem byBa tkwica w nim rzsa. Zaraz potem Arnold raptownie zmalaB do poprzednich rozmiarów.  Oni tak|e my[l, |e s sami. Teraz mi nie wierzycie, ale na wszelki wypadek narysowaBem map, jak tam trafi. To niedaleko. Bli|ej ni| wam si wydaje. Kamera ponownie sfilmowaBa ekran komputera. W tym momencie Rudolf zrobiB stop-klatk. PrzerysowaB map z najdrobniejszymi detalami i pu[ciB nagranie dalej. OkazaBo si, |e to koniec. Mapa byBa ostatni rzecz, o której wuj nie omieszkaB poinformowa. Rudolf chwyciB sBuchawk telefonu. WykrciB numer. OdpowiedziaBo mu jedynie pipanie.  ZapomniaBem  stuknB si w gBow.  Przecie| wuj Arnold zmarB na raka dwa lata temu. Zatem mapa byBa jedynym punktem zaczepienia. MógB trafi do ich [wiata i spróbowa znalez antidotum. A mo|e nawet samego sprawc tego caBego cyrku?  Jak si nie uda, to po prostu wróc  my[laB.  Nic na tym nie trac . Jeszcze raz chwyciB za sBuchawk i wykrciB numer.  DzieD dobry, pani Mazurska  powiedziaB do telefonu.  Jestem chory. Przez najbli|szy tydzieD nie bdzie mnie w pracy. Prosz odwoBa zajcia ze studentami i wszystkie moje spotkania. Dzikuj. MusiaB jeszcze zaczeka do zmierzchu. CzuB si troch jak wilkoBak. Nie chciaB, |eby przypadkowe osoby widziaBy go w tym stanie. W takich niezrcznych chwilach cieszyB si, |e jego najbli|si ssiedzi mieszkaj dwa kilometry std. Ju| sobie wyobra|aB maBomiasteczkow scen, jak nienawistni prostacy ganiaj odmieDca z widBami. Gdyby miaB chocia| jakie[ wBa[ciwe na wiosn nakrycie gBowy... Zreszt nawet gdyby, to i tak zostaBaby kwestia tego okropnego zielonego koloru. PokBadaB jeszcze nadziej w operacjach plastycznych. Jednak perspektywa trafienia pod skalpel przyprawiaBa go o gsi skórk (wskutek obecnego braku owBosienia jego gsia skórka byBa czysto wyimaginowana, acz chciaB wierzy, |e j ma). Gdy tylko ostatnie promienie sBoDca zostaBy odcite przez lini lasu, przeniósB do samochodu niezbdne rzeczy: troch prowiantu, wody, narzdzia nawigacyjne, latark oraz ubrania. Oczywi[cie najwa|niejsza byBa mapa, o której prawie zapomniaB. WedBug tego, co narysowaB wuj Arnold, wej[cie do [wiata nieznanych form inteligentnych mie[ciBo si mniej wicej przy ogródku panny Stokrockiej, czyli po drugiej stronie miasta. Jednak mapa zostaBa wykonana w sposób bardzo charakterystyczny. Tak niejednoznaczny, |e trzeba dobrze zna Arnolda, by si w niej poBapa i domy[li znaczenia niektórych kluczowych symboli. Rudolfowa znajomo[ wuja najwyrazniej nie wystarczaBa. Po godzinie kr|enia po Dzielnicy Tulipanowej zaczynaB mie tego do[.  To jaka[ kpina!  powiedziaB do siebie.  Wuj Arnold przewraca si pewnie w grobie ze [miechu. Wreszcie kogo[ nabraB. Lecz skoro to tylko |art, to skd wiedziaB, jak oni wygldaj?  Przypadek  odpowiedziaBy my[li profesora.  MaBo prawdopodobne, ale mo|liwe . WydawaBo si zatem, |e to koniec. PozostaBa mo|liwo[ odwiedzenia lekarzy.  Zasign porad najwy|szej klasy specjalistów  my[laB.  Niewa|ne, ile to bdzie kosztowaBo. Wróc do dawnej postaci . Nagle silnik zgasB. Rudolf przekrciB kluczyki w stacyjce. Bezskutecznie. {adnej reakcji ze strony maszyny. Jakby staBa si tylko pust obudow. Rzecz zdumiewajca. Stary trabant jeszcze nigdy nie zawiódB. Wiernie sBu|yB przez par dobrych lat. A teraz co? Czy|by jednak natrafiB na jak[ anomali? WyszedB z pojazdu, zajrzaB pod mask i nic! Wszystko na swoim miejscu. WydawaBo si, |e |adna usterka nie mogBa wchodzi w gr. Niestety zapomniaB okularów, wic dokBadne ogldziny nie byBy mo|liwe. Po jakich[ dziewiciu minutach zrezygnowany podniósB gBow spod maski. ZwitaBo. Miasto gdzie[ znikBo. Zamiast niego szumiaB bujny las.  Witam  odezwaBa si zielona istota z czuBkami.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cyrylica nad wisla
Kandyd i Pangloss dotarli do kraju nad Wisłš
Polska Czy to jakieś głupawe państwo nad Wisłą
027 Tam nad Wisłą w dolinie
Międzynarodowy Program Badań nad Zachowaniami Samobójczymi
Assembly of outer membrane proteins in bacteria nad mitochondria

więcej podobnych podstron