Rozkaz, rozkaz
- idziemy ze śpiewem...?
W jakim zakresie nawiązywanie kontaktów międzynarodowych jest instrumentem marketingu zewnętrznego i promocją miasta?
Jest to kwestia wykazania umiejętności marketingowego zarządzania gminą. Jeśli gmina spełnia warunek wspomnianej społeczności uczącej się, która wykorzystuje dobre praktyki na gruncie lokalnym, wówczas możemy uznać, iż współpraca z samorządami innych państw jest możliwością promowania własnych atutów.
Czy wg Pana zagraniczna współpraca powinna wymuszać zmiany w strukturze i funkcjonowaniu gminy?
W odpowiedziach udzielonych na wcześniejsze pytania wskazuję iż współpraca miast bliźniaczych przyczynia się do doskonalenia struktur poprzez np. wymianę doświadczeń. Pozyskiwanie, również dzięki partnerstwu miast, nowych inwestorów, turystów powoduje tworzenie nowych komórek w urzędzie, czyli tym samym ulega zmianie struktura gminy. Obserwujemy wówczas proces udoskonalania się instytucji.
Jakie wymieniłby Pan decydujące czynniki mające wpływ na współpracę międzynarodową miast?
Po pierwsze świadomość, jaki jest cel współpracy, do czego dążą liderzy lokalni. Po drugie wybór partnera, zamierzony, nie na zasadzie przypadku. Po trzecie współdziałanie z lokalnymi organizacjami pozarządowymi, włączenie szerszych kręgów społeczności w budowę partnerstwa miast bliźniaczych. Ujawnia się w tym przypadku tzw. efekt skali - samodzielnie działająca jednostka nie osiągnie takich korzyści, jakie można uzyskać działając wspólnie. Jaką szansą dla rozwoju kontaktów partnerskich są programy unijne, regionalne, itp.?
Środki z programów unijnych mogą stanowić pokrycie kosztów aktywności lokalnej, przyczyniającej się do rozwoju kontaktów międzynarodowych. W obecnej dobie obserwujemy inny system zarządzania w gminie. Zakończyła się era administrowania, a jesteśmy świadkami i uczestnikami ery zarządzania projektami. Umiejętność tworzenia i realizacji projektów w połączeniu z kwalifikacjami kadry samorządowej powinny być w dzisiejszych czasach normą powszednią.
Rozmawiała Anna Zakrzewska Inspektor ds.
Współpracy Międzynarodowej w Wydziale Kultury, Sportu i Turystyki UM
Dawno już minęły czasy, kiedy zasadnicza służba wojskowa była „zaszczytnym obowiązkiem, wypełnianym dla dobra Ojczyzny..." Czy dzisiaj pobór do armii przypomina „carska brankę” lub „piracki werbunek"? A może wojsko daje możliwość zrobienia kariery? Co sądzą o tym tegoroczni poborowi?
Od 12 lutego na terenie całego kraju ruszył pobór. Wezwanie na komisje otrzymali młodzi mężczyźni z rocznika 1988 i starszych. W Otwocku zorganizowaniem poboru zajęło się Starostwo Powiatowe, wspomagane przez Urząd Miasta i Wojskową Komendę Uzupełnień. Do stawienia się przed komisją lekarską i zarejestrowania w ewidencji w tym roku wezwanych zostało ok. 1000 poborowych. W długich kolejkach oczekiwali na przyznanie kategorii, która przesądzić miała o ich dalszym losie. A, B, D. E - te magiczne literki wbite do ich książeczek wojskowych mają zdecydować, czy dany kandydat na żołnierza pójdzie do wojska czy nie.
Jak większość zagadnień dotyczących obronności naszego kraju również informacje na temat pracy komisji wojskowych opatrzone są klauzulą tajności. Mimo to jedna z osób uczestniczących w jej pracach zgodziła się na udzielenie krótkiej wypowiedzi: „Trudno o jakieś podsumowania, gdy prace komisji wciąż trwają. Pobór odbywać będzie się do końca marca. Ale już teraz można pokusić się o pewne uogólnienia. Procentowy udział osób, które uzyskały poszczególne kategorie, przedstawia się do tej pory podobnie jak w latach poprzednich. W ciągu kilku ubiegłych lat kategorię „A" uzyskało 80% poborowych.”
„Niektórzy są na prawdę chorzy i posiadają na to papiery” - tłumaczy jeden z poborowych - „Generalnie jednak nie przejmują się wizją spędzenia 9 miesięcy w wojsku. Będzie co ma być. Ci, którzy nie palą się do służby, traktują ją jako zmarnowany czas. Inni widzą w tym szansę na zdobycie zajęcia, jeśli myślą o przejściu na „zawodowego”, lub możliwość zrobienia prawa jazdy. Rzadko się zdarza, żeby ktoś w dzisiejszych czasach traktował wojsko jako prawdziwą męską przygodę.”
Czego boją się poborowi? Oficjalnie, przed kolegami, rówieśnikami, którzy też trafiają przed komisję „zgrywają twardzie-li". Deklarują, że nie boją się niczego: ani fali, ani zakażeń sepsą, która ostatnimi czasy zbierała w koszarach swoje żniwo. Głównym sposobem na uniknięcie służby wojskowej jest podjęcie dalszej nauki. Choć w dzisiejszych czasach studia przestały już być wyłącznie próbą ucieczki od wojska. „Mój kolega bardzo chciał iść do wojska. Ale dostał się na studia i wybrał naukę. Ja też już studiuję. Na komisję dostałem ponowne wezwanie, bo wcześniej miałem poważną operację kolana i dostałem kategorię B”.
Niewielu jest chętnych, którzy w ramach uniknięcia wojska zdecydowaliby się na podjęcie służby zastępczej. Na pytanie o zainteresowanie poborowych możliwością odpracowania „obowiązku wobec ojczyzny”, pracujący w komisji urzędnicy odpowiadają: „Do tej pory nie wpłynęły do nas żadne wnioski o możliwość odbycia służby zastępczej."
W nieoficjalnej rozmowie z jednym z członków komisji, pragnącym zachować anonimowość, dowiedziałem się, że do rzadkości należą już przypadki, kiedy nowi poborowi starają się za wszelką cenę uniknąć wojska. „Po prostu idą na studia. Na wzrost „popularności” służby w armii ma także wpływ zła sytuacja materialna niektórych rodzin. W czasie służby żołnierze dostają kilkaset złotych żołdu, darmowy wikt i opierunek. W ten sposób odciążają i tak skromne budżety swoich rodzin. A przy odrobinie szczęścia mają szansę zdobyć zawód i zostać w wojsku”.
Maciej Gągała
17