To Wisła zadecydowała o tym, że Warszawa się zrodziła i bardzo szybko dojrzała. Bez Wisły nie byłoby w tym miejscu tego zawsze dynamicznie na przestrzeni wieków rozwijającego się miasta, mającego bardzo duży wpływ na gospodarkę i kulturę niemałego obszaru Europy Środkowej. Jej wody woziły ludzi, towary na sprzedaż oraz budulec, gasiły pragnienie i karmiły rybami, dawały piasek służący do rozbudowy i budowy miasta, chroniły w niespokojnych czasach przed najeźdźcami i epidemiami dziesiątkującymi mieszkańców.
Nawet legendy Warszawy związane są z Wisłą. Według nich nazwa miasta wzięła się od imion dwóch braci: Warsa i Sawy - rybaków osiadłych nad brzegiem rzeki (lub mężczyzny i kobiety, mieszkających na prawym brzegu, których odwiedził przebywający w podróży król) albo też od nawoływania flisaków, którzy płynąc do brzegu i zbliżając się do nadbrzeżnej karczmy jakiejś legendarnej Ewy wołali: Warz, Ewa! czyli Ewa, gotuj nam jadło!
Również symbolem miasta jest element wodny - postać będąca w połowie rybą i w połowie kobietą, ale w całości mieszkanką rwących, wiślanych nurtów. I tu wypada wtrącić coś, co być może nie każdemu się spodoba. Warszawa używała na przestrzeni wieków kilku odmian herbowych, różnych heraldycznie, ale noszących wizerunek postaci w połowie ryby i w połowie kobiety nazywanych Syreną. Kobietą o rybich kończynach może być co najwyżej mitologiczna Trytonida, a Syreną zaś (począwszy od Egipcjan a później Greków) ptak z ludzką, przeważnie kobiecą głową, posiadającą czasami przy ptasim tułowiu ludzki tors ze skrzydłami (ptasimi), ptasim ogonem i - ptasimi kończynami. A więc od wieków przekazujemy sobie niestety, i w mowie, i w piśmie coś, co mocno już odbiega od oryginału. Pocieszeniem niech będzie, że to przeinaczenie nie jest naszą sprawką - mogli to już zrobić starożytni Rzymianie - my tylko za nimi to powtarzaliśmy i wciąż powtarzamy.
Zmianę nazwy herbu Warszawy z Syreny na Trytonidę pozostawiam innym, ważne jest to, że już, i Jan Chrzciciel Albertrandi (pierwszy prezes Warszawskiego Towarzystwa Naukowego, przed siedzibą którego na straży Krakowskiego Przedmieścia zasiada postać Mikołaja Kopernika), i Łukasz Gołębiowski (badacz dziejów i zwyczajów oraz bibliotekarz), a i Encyklopedia Orgelbranda (ten zasłużony drukarz, wydawca i księgarz wreszcie „dorobił" się nazwy niewielkiego, ale zawsze jakiegoś skweru w stolicy) mówili przed kilkunastoma dekadami czy nawet kilkudziesięcioma - w godle Warszawy widać postać złączoną, i z Wisłą, i z morzem!
Dzikie i niezabudowane rzeki płynące przez miasta to dziś już bardzo rzadki widok w Europie. Znaczniejsze metropolie naszego kontynentu dawno już uregulowały i obudowały swoje rzeki. Kiedyś mogliśmy wstydzić się naszego niedbalstwa, lenistwa, odkładania na później, a przede wszystkim marnych środków na inwestycje. Dziś to wielowiekowe zaniedbanie paradoksalnie stało się atutem Warszawy. Mamy płynącą swoim rytmem pośród nowoczesnego miasta dziewiczą, piękną rzekę.
Rafał Chwiszczuk
m
Wstęp
7