niepokój. Patrzę przez szyby w drzwiach, zupełnie jakbym miała nadzieję go wreszcie zobaczyć, zdaje mi się, że widzę go w każdym poruszeniu się trawy.
A gdy wreszcie ogarnia mnie senność, waham się, nim się odwrócę i wejdę na schody. Bo przez chwilę mam nieodparte wrażenie, że już nie jestem sama. I że gdy się odwrócę, ujrzę coś, czego tak naprawdę nie chciałabym zobaczyć.
Babcia Cecile. To imię w formie pisanej brzmi tak łagodnie, a w wymowie jest jak dwa krótkie smagnięcia. Se-sil. Taka właśnie była babcia. Ta córka hodowcy bydła, wiejska dziewczyna gdzieś z Bretanii, przyjechała do domu dziadka jako dziewiętnastoletnia panna młoda. W prostej sukience, tanim kapeluszu i z dużą walizką. Bez sentymentów opuściła rodzinne strony i bez wstydu weszła do domu zamożnego męża, którego poślubiła z rozsądku i przy którym została na zawsze.
A po ślubie poszła do krawca i zamówiła sobie całą garderobę - suknie, kostiumy. Nabyła masę butów, wybrała piękne futro. I z chłodną dumą, ubrana jak z żurnala, w eleganckim kapeluszu, wyszła samotnie na pierwszy spacer po miasteczku. W jednej chwili zostawiła za sobą piętno prostej Bretonki. Pamiętam, gdy będąc dzieckiem, chadzałam z babcią na spacery. Choć z dawnej fortuny pozostało niewiele - dom oraz pewien kapitał -babcia nadal pozostała dawną sobą. Chodziła z niezachwianą pewnością siebie, jakby cała okolica do niej należała. Mężczyźni na jej widok uchylali kapeluszy, a kobiety często zwracały się do niej z prośbą o radę.
Jednej rzeczy babcia nigdy się nie wyzbyła - szorstkości i szczerości, mylonej często z arogancją. Zapytana, zawsze odpowiadała uczciwie i wprost. I mnie również tak odpowiedziała.
- Zgarbiony człowiek? On już od dawna nie żyje - odparła obojętnie, zaciągając się papierosem. I znów zapadła cisza. Babcia nie była rozmowna, aleja koniecznie chciałam się dowiedzieć więcej.
- Czyli on naprawdę żył? Bo Louis mówił, że to nie legenda.
- Żył, a jakże. Ale wiele lat temu. To był zwykły chłopak, kaleka, choć diabli wiedzą, czy naprawdę taki zwyczajny...
Zamyśliła się. Patrzyła w przestrzeń, jej wzrok błądził gdzieś pomiędzy okapem kuchennym a oknem. Smugi dymu, wydobywające się z jej ust, rozpływały się w półmroku słabo oświetlonej kuchni.
6