14 PISMO PG
Wakacyjnego w Krzemieńcu, którego tuż przed wojną byl kierownikiem. Wspólną inicjatywą sopockiej uczelni i Katedry Rysunku Politechniki Gdańskiej była, w maju 1946 roku, pierwsza zbiorowa wystawa ZZPAP okręgu gdańskiego, właśnie w auli Politechniki. W kolejnych latach Lam wraz z Juliuszem Studnickim był inicjatorem I Festiwalu Plastyki w Sopocie (1948 r.) w pawilonach targowych przy sopockim molo, wystawy, która stała się wydarzeniem cyklicznym o zasięgu ogólnopolskim.
Klimat artystyczny w połowie lat 50. XX wieku, także w gdańskiej uczelni, to rozluźnienie rygorów, próba wyjścia z impasu socrealizmu, a także przełamania estetyki koloryzmu. Artyści Wybrzeża powrócili do czystego pejzażu, byli również zainteresowani groteską i nadreali-zmem. Impuls do zmian i drogę ewolucji malarstwa kolorystycznego wskazał Piotr Potworowski - w 1958 roku powrócił z Wielkiej Brytanii i objął pracownie malarskie na uczelniach w Gdańsku i Poznaniu. Wielu malarzy Wybrzeża wykorzystało możliwości koloryzmu i zwróciło się w kierunku abstrakcji. Tą drogą podążył również Władysław Lam.
Pierwsze dwa miesiące pobytu na Wybrzeżu Elster wraz z żoną i córką mieszkał u La ma w Gdańsku-Oliwie, po czym otrzymał mieszkanie w Gdańsku-Wrzeszczu przy ul. Czarnieckiego 11 w pobliżu Politechniki. Rozpoczął pracę od stanowiska zastępcy profesora. W tym czasie obok Lama w Katedrze wykładali między innymi malarze: Adam Gerżabek, Anna Fiszer, Zdzisław Brodowicz. Atmosfera była dobra. Artyści skupieni wokół Lama byli jakby poza sporem istniejącym w gdańskiej PWSSP. Elster skupił się na pracy dydaktycznej, angażował się również, jako opiekun kół naukowych, w pracę ze studentami.
Trudno dzisiaj rozstrzygnąć, co było tego przyczyną, ale Elster nie brał udziału w życiu wystawienniczym Wybrzeża. Swoje prace wysyłał na wystawy środowiskowe do Poznania. Jego styl, zarówno w malarstwie olejnym, jak i w akwareli, nie zmienił się. Nie przeszedł (z pewnością także ze względu na wiek) na pozycję sztuki nowoczesnej - pozostał do końca wierny nadrzędnej roli koloru, służącego jednakże w równym stopniu zarówno budowaniu formy, jak i dramaturgii przedstawień. Pozostał także w kręgu tych samych tematów. Tworzył portrety, akty, sceny rodzajowe, pejzaże, w tym jak zawsze perfekcyjne pejzaże architektoniczne - akwarele gdańskich zabytków, a także innych miast, do których podróżował: Krakowa, Lublina, Bratysławy. W latach 50. XX wieku stworzył oryginalny cykl „Huśtawek" - prac o ciekawej kompozycji, pełnych wewnętrznego ruchu i energii. W tym okresie powstały też akwarele ukazujące folklor huculski: Grupa hucułów, Wesele huculskie, Grajki huculskie, Dzieci huculskie będące niejako powrotem do miejsca, w którym się urodził i wychował -Ottyni, Korszowa, Kołomyi, Stanisławowa. Swoistym powrotem do czasów minionych, do okresu największych sukcesów było także wykonanie akwareli Uliczka w Saint-Tropez (1970 r).
W roku 1960 artysta przeszedł na emeryturę. Zachował jednak pracownię w budynku Politechniki, malował konsekwentnie, tam także powstały malowane na zamówienie uczelni portrety rektorów Politechniki Gdańskiej.
Twórczość Erwina Elstera wydaje się być dzisiaj już praktycznie zapomniana. Był twórcą konsekwentnym, wiernym własnej malarskiej wizji. Gdańską wystawą pragniemy przywrócić mu właściwe miejsce w historii polskiej sztuki XX wieku.
Wojciech Zmorzyński Kustosz Muzeum Narodowego w Gdańsku * Tekst opublikowany w „Erwin Elster malarstwo", wyd. Muzeum Narodowe w Gdańsku, 2010; tytuł od redakcji Pisma PG
Był rok 1968, gdy znalazłam się na Wydziale Architektury w Politechnice Gdańskiej. Po moim studenckim i rodzinnym Krakowie, mimo że wiernie towarzyszył mi mój mąż - gdańszczanin, czułam się osamotniona, wśród nowych, acz przyjaznych mi ludzi.
Właśnie wtedy poznałam Profesora Erwina Elstera, który okazał się również rodem z Galicji, Lwowa, Krakowa, z czasów niemal historycznych, postać z południa Polski, podobnie jak ja.
Profesor miał swą pracownię na poddaszu gmachu Politechniki. Przez oszkloną połać dachu wpadało słońce i wnętrze pracowni miało szczególną atmosferę.
Profesor siadał zwykle na tle swego płótna opartego na sztaludze i opowiadał o dawnych czasach spędzonych w Krakowie - o Akademii, w której studiowałam.
o czasach Zielonego Balonika, o znanych malarzach i artystach z lat swoich studiów 1907 - 1912. Opowiadał barwnie, a sam był postacią nieprzeciętną. Postawny, starszy pan, zawsze z muszką przy kołnierzu koszuli, często w tzw. chałacie, kitlu, w którym malował. Przy mnie nie malował, nie miałam odwagi by obejrzeć liczne płótna stojące pod ścianą.
Miałam okazję i prawdziwą przyjemność oglądać je i dotykać dopiero wtedy, gdy mój przyszły zięć Krzysztof Granato-wicz okazał się wnukiem Profesora.
Co za przypadek! „Żaden umysł nie jest w stanie przewidzieć niespodzianek, jakie potrafi wymyślić życie" -J. B. Singer.
Tak więc po niespełna 30 latach, przyszedł na świat mój wnuk, a Profesora Elstera prawnuk - Olgierd Granatowicz.
Przed Politechnika Gdańską, 1 maj ok 1967 Fot. archiwum rodzinne E. Granatowicz
Każda wizyta w domu córki Profesora - Pani Ewy Elster-Granatowicz była ucztą duchową - obcowania z dziełami Mistrza, który tak mocno wpisywał się
Nr 3/2011