4
T Y D Z 1 E N
.V? 7
przejść, ho byl zamknięty; wszedł znów frontem, spotkał Michała, służącego Jabłońskiego, mierzył go w łeb i ten uciekł. Wtedy wyszedł Jabłoński z rewolwerem; Kobierzycki wziął go za rękę, zaczęli się spychać. Jabłoński strzelił, potem strzelił Ko-bierzycki—w górę. Znów Jabłoński strzelił, Kobierzycki upadł i zawołał: -Zranił mniett. Wtedy Wężyk stanął w ganku, a za nim w trzecich drzwiach jeszcze jeden pan. podobno Miłkówski. Wężyk strzelił 2 razy. Świadek myślał, żc Kobierzyckicmu mózgi się wylał, ale to były pakuły, które zaczęły się tlić. Butów Wężyk nic miał; był, tylko w koszuli. — Na dwa dni przedtem Jabłoński Z ił)ronił ludziom dawnych panów słuchać i chciał syna świadka oddalić. — , Ludzie z Żytna, którzy przyszli po charty, stali podczas strzałów z prawej strony Wężyka. Wężyk od Kobierzyckiego stał w czasie strzałów o 15 stóp, mógł go poznać, bo było widno. Gdy Kobierzyckiego nieśli przez pokój, Wężyk się śmiał, że jeszcze żyje; stał w tedy w przeznaczonym dla siebie pokoju. Rewolweru w reku Kobierzy- 1 ckiego nie było widać, ale widać było strzał z jego ręki.
Moszczyński posłaniec .Siemińskiego zeznaje: Siemiński mnie posłał do Ghorz. z Sob-kiewiczcm i dał rs. 1 od Kobierzyckiego | na drogę,'' żebyśmy szli. Nocowaliśmy w stajni w Chorzenicacli. Gdy sio rozwidniło, przyjechał Kobierzycki i zawołał nas, żebyśmy z nim i z karbowymi szli do dwora, (kazał nam Siemiński, żebyśmy robili co Kobierzycki natn każe). Poszliśmy w czterech za Kobierzyckim. Zapukał i wołał lokaja żeby otworzyć. Poszedł do pokoju gospodyni. Potem wrócił, drzwi już były o-twarte.Wpadł, złapał Jabłońskicgo|i wyrzucił mówiąc: wynoś się, bo ci w łeb palnę! Ten wrócił i rzekł: ty mi masz w lob strzelać? i rozległ się strzał z rewolweru, potem się wyprowadzili i Jabłoński 2 razy strzelił. Kobierzycki upadł a Jabłoński na niego. Gdy Kobierzycki leżał, Wężyk wyszedł ze drzwi i 2 razy strzelił z fuzyi. Oprócz Jabłońskiego, nikogo innego K. nie wyrzucił. Wężyk strzelał, gdy ltź.ił jeden na drugim. —Ńie wiem, kiedy Wlażlak uciekł i wcale go nie widziałem; słyszałem tylko, jak inni mówili, źo „Michał uciekł*.
Ad w. Kamiński zakwestyjonował zgodność tego zeznania z zeznaniem dauem na śledztwie pierwiastkowem. Sąd nakazał odczytać to ostatnie. Okazały się sprzeczności* co do niektórych szczegółów. Świadek wyjaśnia, że teraz zeznaje dokładniej; dodaje, że posłani byli nie po psy, jak dawniej mówił, tylko w rozporządzenie Kobierzyckiego.—Również teraz mówi prawdę, że Wlażlaka wypedzouego nie widział, a na śledztwie pierwiastkowem, gdy zeznawał, że go widział, powiada, że mówił nieprawdę. Odpowiada dalej na pytanie ad. Pepłowskiego, żc nauczono ich już po wypadku, żeby uie mówili że mieli kije,oraz żeby . powiedzieli że przyszli po charty. Inni świadkowie tak ich namówili. Kije wzięli, jak zwykle w drogę, nic dla napadu ani obrony.
Sobkiew/cz, drugi posłaniec Siemińskiego, zeznaje toż samo, co poprzedni aż do przyjazdu Kobierzyckiego.—Kobierzycki ich zawołał, żeby poszli do dworu z nim razem. Pukali, nie mogli się dostać,—gdy Kobierzycki chciał wejść przez inne drzwi, rządca Kozielski go odwołał, mówiąc, żc jnż otwarte drzwi główne. W yszedł jakiś obcy człowiek, wypędzony przez Kobierzyckiego, a za nim drugi pan, którego wezwał Kobierzycki, żeby się wy niósł; po-czetn się rozległy strzały. Gdy Kobierzycki upadł, wyszedł Wężyk, strzelił 2 razy, Kob. wówczas rzekł: „Czyż niema władzy, któ-raby ukarała tych zbrodniarzy?* na co Wężyk odpowiedział: tyś już dawno powinien być zabity'. Moszczyńskif stał w ganku, a Sobkiewicz na dole. Świadek nie wie, czy Kobierzycki strzelał. Stangret potem dał im psy. Gdy Kobierzycki wyrzucił
Michała, nikt go nic gonił. Gorzclanego niej widział świadek; mógł stać za nim. Siemiński posłał świadka i Moszczyńskiego po przyjeżdzie do domu, dając im rubla na drogę. Gdy Wężyk drugi raz strzelił, Ko-bierzycki leżał, ale trzymał Jabłońskiego za rękę.
Tu adw. Kamiński pyta Kobierzyckiego, poco przysłano ludzi z Żytna. Ten wyjaśnia, że się bał zamachu na swe życie. Siemiński mówił, że gdy u niego był sek-westr, p. Młodowski mu radził, że najlepiej sekwestratora wypędzić, bo na to prawa niema. Kob. odpowiedział, że tego uie zrobi.
Skowroński zeznaje: gdy pukano, powiedziałem o tein Jabłońskiemu, kazał otworzyć, ale nikogo nie było. Potem Kobierzycki wszedł do sieni z dworu, a Jabłoński z kredensu; Kobierzycki złapał Jabłońskiego za szyję; zaczęli się bić. Wężyk spytał: „co się dzieje-; odpowiedziałem: „pauowie sic biją*. Wyszedł z fuzyją. Usłyszałem wystrzał. Wlażlaka nie było w sieni tylko był w kredensie. W ręku Kob. nic widziałem rewolweru. Miałem powiedziane, żc gdyby stnkano we drzwi, żeby dać zuać.
Jabłoński przeczy temu, że Skowroński go obudził; powiada że sam się obudził.
Adw. Peptowski zwraca uwagę, że u sędziego śledczego Skowroński zeznawał, iż otworzył drzwi i poszedł się ubierać, a nic budził panów. Skow. prostuje, że obudził ich przez otwieranie drzwi: szedł przez kredens. Wlażlak tam spał i od hałasu musiał się obudzić. Jabłoński bvł raniony w rękę. Wężyk nie miał butów aui przyrządu do chodzenia.
Wlażlak v, Susz zeznaje: Kobierzycki przyjechał i stukał; gdy otwarto, nikogo uie było. Potem K. wszedł, spotkał Jabłońskiego i schwycił go. Ten prosił: Stasiu, daj pokój, ubiorę się i wyjadę. Wtem wszedłem, uderzył mnie i wyrzucił. Nic widziałem, żeby Skowroński budził Jabłońskiego i Wężyka. Bił mnie Kobierzycki jedną ręką, drugą nic trzymał; miał w ręku rewolwer i trzymał go przy głowie Jabłońskiego.—Naczelnikowi mówiłem, żem u niego rewolweru nie widział, ale to dlatego, żc wyinuszouo na mnie takie zeznanie. — Na śledztwie pierwiastkowem mówiłem tak, jak teraz.
Kruszyński gorzeluny, zeznaje: Tego dnia, gdy był wypadek, o 5-ej szedłem do gorzelni; spotkałem Berkowi cza, stanąłem z nim w bramie o 200 kilkadziesiąt kroków od dworu, usłyszałem krzyk: won! won!, i Kobierzycki wypchnął Jabłońskiego z domu zc schodów, poczein ua ziemi stanął jeden, a przy uim drugi. Jabłoński był w koszuli.— Poprzednio jeszcze Kobierzycki wyrzucił Michała Wlażlaka. Gdy stanęli szarpiąc się, Kobierzycki strzelił do Jabłońskiego; potem było jeszcze kilka strzałów; kto strzelał, nie wiem. Po tych strzałach Kobierzycki zaczął się chylić; padł strzał, Kobierzycki upadł, i gdy już leżał, padł drugi strzał z fuzy i Wężyka z gauku. — List do Skalskiego był taki: ,,Kochany są-siedzie! sprawa dobrze, jestem u i aczclm-ka na obiedzie, o piątej przyjeżdżamy niem-ców wyganiać/4—Mówiłem komornikowi, że mi Kobierzycki winien pieniądze, ale mi się od niego nic nie należy. Między miejscem, gdzieśmy stali, a dworem, niema krzaków.
List odczytany świadkowi, nieco odmienny od powyższej treści, świadek uznaje za nie ten sam, który czytał u Skalskiego. Kobierzycki twierdzi, żc innego listu do Skalskiego nie pisał, tylko ten, który odczytano w sądzie.—Wlażlaka, gdy uciekał, gonił Plewiński. Ludzie z Żytna byli z kijami.
Kozielski dodatkowo zeznaje, żc o-trzymał tylko kartko: „proszę jutro nie wyjeżdżać, czekać aż ja przyjadę. Kobierzycki- — (oprócz kartki pisanej do Skalskiego). We wrotach nikogo uie widziałem,—mówił Kozielski—tylko na drodze, odchodząc od dworu widziałem Ber-kowicza i Kruszyńskiego, zaglądających nie przez bramę, tylko przez dziuro w murze. Kruszyński myślał, że mnie nie było, bo widział mnie, jakem szedł w stronę swego mieszkania.
Josek Olik zeznaje: w wilię Skalski przywiózł list: „Sprawa dobrze stoi, w piątek wyganiamy prusaków.- Gdy nazajutrz— mówi świadek—usłyszałem strzały, spotkałem Berków i cza, pytającego, czy u Glika niema żydów, którzy mieli pomagać do wygnania. On też mówił, że panowie sio pobili. Kozielski także się pytał, czy u nich niema żydów, którzy mieli pomagać. Cieślak niósł postronki i mówił, że to ua Prusaków.
O 4-cj prezes uwalnia od dalszej obecności świadków zbadanych, z wyjątkiem St. Kobierzyckiego, Glika, Kruszyńskiego Wlażlaka oraz Skowrońskiego, i ogłasza decyzyję sądu, nakazującą obejrzenie przez biegłych (ekspertów) — Kobierzyckiego i Jabłońskiego. W tym celu sąd z biegłymi, sekretarzem, prokuratorem, oskaiimymi i obrońcami stron obu, oraz Kobierzyekim i Jabłońskim, oddala się do sali narad; po-czcm powraca i zawiesza posiedzenie do godziny G-cj.
W końcu przerwy sala zaludnia się daleko bardziej niż zrana. Głównie daje sic zauważyć przybytek dam, uwolnionych od zajęć gospodarskich, oraz różnych urzędników, którzy skończyli czynności biurowe. Powstaje nawet, pomimo ograniczonej liczby biletów wejścia, niejaki natłok, grożący, przy dłuższem trwaniu posiedzenia, zbyte-oznem podniesieniem się temperatury sali i brakiem czystego powietrza.
O godzinie 6-tej minut 20-cia komornik ogłasza wejście sądu i posiedzenie jest wznowione. Przywołanym zostaje świadek Czcmiejewski, lekarz, który zeznaje co następuje: Zostałem wezwany do Kobierzyckiego; leżał on na łóżku w budynku przy stajni, nie we dworze; bielizna była skrwawiona; kazałem go przenieść do dworu
1 tylko zmieniałem kompresy, do chwili przybycia d-ra Wygrzy walskiego. Gdy przybył, •zbadaliśmy Kobierzyckiego. Miał 3 rany:
2 małe 1 większą—małe były spowodowane śrutem .V* 1, trzecia, około centymetra średnicy, okrągłą, w kierunku żebra, mogła pocłi odzie od kuli rewolwerowej, średnicy około 7 milimetrów. Znaleźliśmy także wylew krwi w płucach. Kula, naszeni zdaniem, straciwszy część siły, ześlizgnęła się po żebrze i ugrzęzła w mięśniach. Oglądałem rzeczy. Poglądy moje dzielił W ygrzy wolski.— Widziałem kulę i śrót, oraz notatnik; ale nie widziałem, żeby kulę wyjęto z notatnika. Książeczkę, leżącą na stole dowodów rzeczonych, poznaje jako tę samą; są na niej ślady kuli. Kuli w rauie uie wymacaliśmy.
Następuje odczytanie protokółu zbadania Kobierzyckiego przy śledztwie pierwiastko-wcin. Na piersiach znaleziono 3 rany, oraz powierzchowne zadraśnięcie. Główna rana ma około centymetra śrcduicy, otoczona wyschłą pargaminową skórą; w płucach zauważyć się daje stępienie. Rany te spowo* dowaue zostały przez wystrzały z broni palnej, dane z góry, do człowieka leżącego; rany śrótowe z odległości 5—G kroków, rewolwerowa z odległości paru cali. Rany są ciężkie, ale nie śmiertelne, jeśli nie będzie komplikacyj.—11 List. 90 r. w Warszawie nanowo zbadano Kobierzyckiego z udziałem prof. Kosińskiego. Biegły znalazł ua piersiach rankę zabliźnioną; po zdjęciu strupa znaleziono nieco ropy; kanału żadnego nie było. Poniżej pierwszej znaleziono drugą, średnicy 1 f centymetra, napełnioną ropą i grauulacyjami; sonda na głębokości 4 cali trafiła ua ułamek kości czy kuli. 4 list. rozcięto ranę i zualcziono kawałek wełny przesiąkłej ropą i kawałki chrząstek żebrowych. Za temi obcerni cia-