W mieście Granada, w Hiszpanii, żył niegdyś mularz, bardzo ubogi i bardzo pobożny. Obchodził nie tylko niedziele i święta, ale zwyczajnie też jeszcze i poniedziałek. Przy tern jednak w coraz większe ubóstwo wpadał i ledwie był w stanie wyżywić swa liczna rodzinę. Pewnej nocy słyszy, że ktoś puka do drzwi jego pomieszkania. Wstawszy, otwiera drzwi i spostrzega staruszka księdza, wysokiego jak olbrzym a chudego jak szkielet.
„Dobry wieczór przyjacielu1*, odezwał się obcy, przekonałem się, że jesteś dobrym chrześcianinem i człowiekiem, któremu można zaufać! Czy nie miałbyś ochoty zrobić mi pewnćj roboty tćj nocy?w „Owszem, z największa chęcią“, odparł mularz, jeźli tylko ksiądz dobrodzićj dobrze zapłaci!w — „Zapłacę“, odpowiada staruszek, „ale musisz się zgodzić na jeden warunek; musisz pozwolić, że ci podczas drogi oczy zawiażęu.
Mularz nie sprzeciwiał się. Ksiądz zawiązawszy mu oczy, prowadził naokoło róźnemi ulicami miasta, aż gdzieś daleko przed brama jakiegoś budynku stanęli. Tu wydobył z kieszeni klucz, wsunął w zamek, obrócił i otworzył jakieś ogromne drzwi, które natychmiast za sobą zamknął. Ida przez długie, zaniedbane podwórze, potem króźgankiem, w którym najmniejszy szelest obija się echem o mury sklepienia, aż stanęli w podwórzu jakiegoś domu. Tu zdjął mu ksiądz chustkę z oczu, oświadczając, że są na miejscu. Mularz widzi przed sobą ruiny jakiejś wspaniałej studni, a obok siebie kupę cegieł, piasku, wapna i innego materyału do budowy. Ksiądz kazał mu na pewnem miejscu^zbudować sklepienie jakby jakiego grobowca. Mularz wziął się do pracy przy słabym świetle lampki i murował, lecz nie był w stanie przed świtem ukoń-