65
mi. Lecz za kilka dni cała załogę z wyjątkiem wodza ogarnęła trwoga! Dokadźe płyną; cóż się z nimi stanie! Majtkowie rozpaczali, złorzecząc chwili, w którój wstąpili na okręt. W tćm występuje Kolumbus pomiędzy nich mówiąc: „Czyście myśleli, że ten ocean jest jak jaka kałuża? Gdyby was tu król i królowa ujrzeli, piękne rzeczy pomyśleliby o swoich poddanych! Płaczecie jak baby. Lepiój byście zrobili, gdybyście swoje żony i dzieci posłali na okręt, a sami w domu siedzieli za piecem!u — Te słowa uspokoiły umysły, ale po kilku dniach znowu ta sama rozpacz! Dokadźe zajada?
— Kolumbus cieszył ich, że chyba już prędko okaże się ziemia, a przez to prawie popełnił błąd! Załoga płynie i płynie, ale o ladzie najmniejszego śladu. Po upływie kilku tygodni ujrzeli nareszcie jakaś zielona latorośl na morzu i nowój nabyli otuchy. Płyną dalej, i coraz więcój latorośli znajdują. W tóm pokazuje się rozległa przestrzeń pokryta zielenią. Cóż to może być innego jak lad? Okrzyki radości odzywają się— niestety, przypłynąwszy na miejsce znajdują, że to rośliny wodne, jakby ogromna wyspa po morzu pływajaca, na powierzchni wody rosnące. Można sobie rozczarowanie załogi wyobrazić. Kiedyż będzie koniec tój jazdy ? Z każdym dniem oddalajac się o krocie mil od ojczyzny
— czy jeszcze kiedy brzegi jej zobacza? W tój chwili oburzenie do najwyższego stopnia doszło! Siedm tygodni już płyną a tu najmniejszego śladu ziemi nie widać. W tój chwili byliby z prawdziwa rozkoszą targnęli się na wodza i w morze go wrzucili. Z wielka trudnością udało się Kolumbowi choć trochę umysły uspokoić. Za niejaki czas spotkali raka; opowiadano, że rak nigdy daleko od brzegów nie bywa. Był to pomyślny znak! Znowu pokazały się w powietrzu pojedyncze ptaki lądowe, tu i ówdzie spotkali kawał drzewa. Wszystkie te okoliczności przemawiały za bliskością ziemi. Do tego powstał wiatr wiejący od wschodu i pędził okręty po srebrzystej fali z nadzwyczajna szybkością. Tak płynęli znowu blisko przez dziesięć dni. Ujrzeli stado