nek z okazji peregrynacji relikwii bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Wobec ważkości tematu, nikogo nie powinna dziwić koncepcja dydaktyczna reżysera. Twórcy spektaklu zdecydowanie obrali sobie za cel przekazanie nam podstawowych informacji o patronie harcerstwa -kim był oraz dlaczego nim został. Całe przedstawienie utkano z krótkich obrazów zaczerpniętych z pamiętnika bł. Frelichowskiego. Dzięki takiej konstrukcji, mieliśmy możliwość zobaczyć jak z różnymi problemami radził sobie druh Wicek, ale również zastanowić się nad sobą - jak ja postąpiłbym w podobnej sytuacji?
Głównym miejscem wydarzeń był obóz koncentracyjny. To właśnie stąd wybieraliśmy się w retrospektywne podróże do czasów dzieciństwa i młodości Frelichowskiego. Trzeba przyznać, że trudno jest przygotować spektakl bazujący na tekstach pochodzących wprost z pamiętnika. Ze względu na samą jego poetykę opowiadana historia szybko wyda nam się poszatkowana i przedstawiona w sposób literalny.
Kolejno przedstawiane epizody wyróżniały się odrębnością scenografii i kostiumami aktorów. Również zmieniały się zdjęcia wyświetlane przy pomocy rzutnika na płótnie z tyłu sceny. Niestety częste zmiany bogatej scenografii zdecydowanie wprowadziły sporo zamieszania. W tych wymuszonych antraktach uczestnicy kominka na ogół wymieniali się spostrzeżeniami i uwagami. Faktycznie wystarczyło zrezygnować z dosłowności - jako widzowie rozeznalibyśmy się w retrospektywach obserwując tylko i wyłącznie zmianę wyświetlanych w tle zdjęć. Określały one precyzyjnie miejsce i czas wydarzeń. Po-
nadto umowność scenografii i mniejsza liczba rekwizytów nadałby przedstawieniu wymiar metafizyczny i blichtr symboliczny. Dobrą praktyką są również metamorfozy przestrzeni scenicznej. Jedna miała miejsce w tymże przedstawieniu - stół, który został przestawiony i stał się ołtarzem.
Bardzo dobrze została zaadoptowana niewygodna przestrzeń prostokątnej salki. Dzięki zamknięciu tyłu sceny płótnem - na którym wyświetlano zdjęcia - zyskano kulisy. Zdecydowanie pozostaję pod wrażeniem druhów-technicznych odpowiedzialnych za zmiany scenografii. Uwijali się z godnym podziwu zaangażowaniem.
Objawiły się nam również talenty aktorskie niektórych druhów z trupy. Michał Kozanecki zagrał tak charyzmatycznie epizod, że przyćmił aktora odgrywającego Frelichowskiego. Mamy nadzieję, że odtąd będzie grywał on role bliższego planu. Przygotowując spektakl oparty na fragmentach pamiętnika Frelichowskiego Trupa Lorda Baden-Powella wykazała się dużą odwagą. Przedstawienie było na dobrym poziomie i zdecydowanie zrealizowało założony przez twórców cel. Myślę, że każda osoba opuszczająca kominek choć przez chwilę pomyślała o druhu Wicku jak o kimś bliskim.
Z wytęsknieniem czekamy kolejnych przedstawień Trupy Lorda Baden-Powella.
Mateusz Mayer
+1+