utkwiły mi w pamięci.
Janek miał wtedy 14 lat, był uczniem 8 klasy szkoły podstawowej i - jak wspomniałem wcześniej - harcerzem. Miał normalną rodzinę, rodzeństwo, jego ojciec zaangażował się w Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność".
Dzień przed, czyli 12 grudnia 1981 roku.
Była to sobota, zima zdążyła już przyjść, był mróz, leżał śnieg. W domu przygotowywali się do świąt Bożego Narodzenia. Tego dnia był czas trzepania dywanów. Chłopak pomagał swojemu ojcu, jednak widział, że ojciec jest jakiś nieswój, jakiś cichy i przygnębiony. Nie pytał o co chodzi. Dorośli przecież mają swoje zmartwienia. Wieczorem ojciec otrzymał kilka telefonów, które pogłębiły jego przygnębienie. Janek widział, że ojciec rozmawia o czymś z mamą, ale nie słyszał o czym. Nastrój pewnego napięcia udzielił się także jemu. Normalnie poszli spać. Przebudził się po północy, kiedy usłyszał na korytarzu jakieś rozmowy, ktoś przyszedł, ktoś wyszedł, po krótkim czasie zrobiła się cisza, spał dalej.
Potem Janek dowiedział się, że telefony dotyczyły informacji o decyzji wprowadzenia stanu wojennego i brutalnym przerwaniu drogi ku wolności.
Niedziela, 13 grudnia.
Kiedy obudził się rano, młodszy brat jeszcze spał. Kiedy wyszedł z pokoju spostrzegł, że nie ma w domu rodziców. Za oknem była piękna mroźna zima. Podniósł słuchawkę telefonu, jednak nie usłyszał sygnału zgłoszenia. Włączył telewizor - o tej porze powinien zaczynać się „Teleranek", lecz na ekranie widać było spikera w wojskowym mundurze, a chwilę później zobaczył przemówienie generała Jaruzelskiego, który informował o wprowadzeniu stanu wojennego i apelował o zachowanie spokoju. Był zaskoczony, nie bardzo rozumiał o co chodzi. Po krótkim czasie, znowu zobaczył to samo przemówienie, wtedy jego treść nagrał na magnetofon, aby odtworzyć je rodzicom. Niebawem wróciła jego mama. Była bardzo zdenerwowana, powiedziała, że w nocy przyszła po tatę milicja i bez większego tłumaczenia go zabrała. Rankiem mama poje
chała w okolice ul. Zwierzynieckiej, gdzie mieściła się siedziba poznańskiej „Solidarności", jednak teren był otoczony przez jednostki Milicji Obywatelskiej, a właściwie ZOMO (Zmotoryzowane Oddziały MO). Zbierało się tam coraz więcej osób, które chciały dowiedzieć się co dzieje się z ich bliskimi, członkami „Solidarności". Nie było żadnych informacji.
Po śniadaniu poszli na Mszę Świętą. Janek zapamiętał ciemne sznury ludzi na białym śniegu, idących do kościoła. W kościele panowała „grobowa" atmosfera. Ksiądz na początku mszy poinformował, że w Polsce został wprowadzony stan wojenny, że władze państwa przy pomocy wojska i milicji przejęły kontrolę nad oby-