14
STEFAN CHWIN
a nie demonicznym fanatykiem utopii, z którego szatańską sofistyką należało podjąć spór. Spór taki — spór Torquemady z „liberałem” Diego (jego modelem były przesłuchania Winstona w Roku 1984 Orwella) — fascynował Andrzejewskiego czy Brandysa. Dla literatury niezależnej lat siedemdziesiątych perspektywa ta już nie istniała: partnerem pisarzy stał się nie demoniczny Wolin, lecz Łukaszewicz — a potem Albin Siwak. Pisarze pokolenia ’68 w „czerwonej” ideologii PRL-u widzieli co najwyżej narzędzie władzy bądź atrapę maskującą moralne zło systemu. Przeciwnikiem wolności przestał być diaboliczny komunis-ta-fanatyk. Stał się nim komunista-konformista, godzący się na każdy frazes, byle by tylko utrzymać się przy władzy: prymityw Sancho Pansa z Sądu nad Don Kichotem Słonimskiego (1963-1965) czy Edek z Tanga. I jeśli nawet poeci pokolenia ’68 widzieli wciąż w partii ideologiczny mechanizm indoktrynacji, sam komunista był w ich oczach przede wszystkim zdemoralizowanym pragmatykiem, w którego jednej kieszeni — jak pisał Krynicki21 — tkwiła legitymacja partyjna, w drugiej zaś książeczka do nabożeństwa. Można było z takiej obserwacji wyprowadzić wniosek, że przecież skoro ów konformistyczny komunista różańcowy jest zdolny i do ideologicznej obojętności, i do największych łajdactw, w sprzyjających okolicznościach będzie być może zdolny także do najzupełniej niespodziewanej politycznej wolty (tym bardziej, że takie wolty w rzeczywistości zdarzały się coraz częściej, kiedy to byli wyznawcy czerwonej ideologii stawali się filarami opozycji)...
Pożerająca maszyneria
Dostrzeżenie przez pisarzy postępującej dezideologi-zacji władzy w PRL-u wcale jednak nie zmieniło literackiego obrazu ludzi „ze szczytu schodów”. Świadomość opozycyjną określiło na długo przeświadczenie, że ludzie ci, mimo że nie przejmują się ideologią tak jak za Stalina, są elementami systemu — ich działanie zatem jest przewidywalne i nie należy się spodziewać żadnych istotnych niespodzianek.
Uraz załamania się nadziei październikowych trwale naznaczył polską świadomość. Wzmocniły go doświadczenia Marca i dwóch Grudni: 1970 i 1981. Bardziej pamiętano to, co Gomułka zrobił z „Po prostu”,
21
R. Krynicki Organizm zbiorowy, Kraków 1975, s. 68.