Przestrzeń doświadczona, przestrzeń wytworzona - literackie topografie Litzmannstadt Getto... 21
było, zwłaszcza w pogodne dni, dojrzeć bez konieczności wsiadania do tranzytowego tramwaju dwa spośród tych mostów, łączące zachodnią i wschodnią stronę getta: pierwszy przy ulicy Podrzecznej i Starym Rynku, kolejny (ten był najczęściej fotografowany) przy Lutomierskiej.
Przejście przez ów most stanowiło niemały wysiłek, dla jednych fizyczny, dla drugich psychiczny. Ludziom starszym, schorowanym, osłabionym - strome stopnie mostu sprawiały, szczególnie zimą, dużą trudność. Stojąc zaś na moście i patrząc w kierunku południowym, miało się perspektywę na część Zgierskiej, Nowomiejskiej i Piotrkowskiej, które prostą linią przecinały miasto. W perspektywie tej jedni starali się odszukać elementy życia wielkomiejskiego, niczym ślady życia w kosmosie, a inni z nostalgią w rysujących się z dala konturach przedmieścia odnajdowali zaprzeszłą normalność, normalność często szarą, pustą, nijaką, w której żyli rzadko kiedy szczęśliwi, nie przewidując, jak różne oblicze może mieć szczęście... Potem schodziło się w dół i po prawej stronie miało się kościół Najświętszej Marii Panny, którego patronkę Niemcy wysiedlili jak zwykłą Żydówkę ze Wschodniej34.
Wydaje się, że to raczej na ten pierwszy most zabierała swoją pięcioletnią krewną kilkunastoletnia wtedy Sara Zyskind, bo kierowała wzrok nie ku położonym na północy przedmieściom, ale w stronę centrum Łodzi. Na moście - czytamy w jej spisanych po latach wspomnieniach - opowiadała dziewczynce „o Placu Wolności znajdującym się u wylotu ulicy Zgierskiej i o pomniku polskiego bohatera, który Niemcy wysadzili w powietrze" i o tym, że niedaleko stał dom, w którym była „tak szczęśliwa"35. W przeciwieństwie do niej mała Rysia, która - trzeba dodać - w getcie nie głodowała, jako że jej matka miała prawo do zwiększonych racji żywnościowych, i tu „była szczęśliwym dzieckiem, ponieważ nie znała świata innego od tego, w którym żyła. To ja zaczęłam otwierać jej oczy, opowiadając o świecie poza murem i drutem kolczastym" - pisze Zyskind. Te opowieści o przestrzeni realnej
34 A. Mostowicz, Żółta gwiazda i czerwony krzyż, Warszawa 1988, s. 24. Nie tylko więźniowie getta, ale też pamiętający te mosty Niemcy i Polacy podkreślali, że zawsze było na nich pełno ludzi. Takie oto wspomnienie przywołała po wielu latach J. Bieńczakowa (Wywiad przeprowadzony przez Z. Kraszewską-Kelcz, Projekt „Ślady", Łódź 2004, w: Europa według Auschwitz, s. 220), która była wówczas małą dziewczynką: „Kiedyś czekałyśmy z mamą na tramwaj do Zgierza. Stałyśmy na Nowomiejskiej. Patrzyłam na most na Zgierskiej, jak poruszał się po nim tłum... mrówek".
35 S. Zyskind, Skradzione lata, przeł. A. Wiśniewska-Walczyk, Warszawa 1991, s. 144. Mostowicz to nawiasem mówiąc jeden z nielicznych autorów, który - inaczej niż m.in. Zyskind właśnie - unika melodramatycznych efektów, polegających na wzmacnianiu kontrastu między „zaprzeszłą normalnością" i życiem w getcie, przesłodzonymi obrazami przedwojennego szczęścia rodzinnego i dobrobytu.