-Tak, ale...
-Czyli nie ma pewności, że to moje dziecko?
Milczała. Czuła jak łzy napływają jej do oczu.
-No mów do cholery! - zaczynał powoli tracić cierpliwość.
-Chcesz znać prawdę, chcesz?! Wtedy gdy się upiłeś wcale ze sobą nie spaliśmy. Rozebrałam cię tylko i położyłam do łóżka. Byłam już wtedy w ciąży, ale Marcin nie chciał tego dziecka, więc...
-Więc postanowiłaś wrobić mnie, tak?!
-Wiem to było paskudne z mojej strony. Nie chcę cię stracić. Proszę cię wybacz mi. Kocham cię -zbliżyła się do niego i delikatnie musnęła jego usta. On odepchnął ją od siebie i bez słowa wyszedł, zatrzaskując z impetem drzwi. Postanowił udać się nad Wisłę, aby uspokoić skołatane myśli.
Panowała absolutna cisza. Zarówno Marek jak i Basia widzieli, że w takich chwilach lepiej jest milczeć. Trwało to kwadrans może dłużej, aż w końcu była Strosz łamiąc wszelkie swoje założenia podeszła do niego i przytuliła. Marek przywarł do niej mocno. Czuł ciepło od środka. Jakąś wewnętrzną moc. Teraz nie istniał nikt - tylko tych dwoje.
Basia spojrzała przyjacielowi w jego szarozielone oczy. Brakowało w nich tych wesołych iskierek, które zawsze dostrzegała. Przepełniał je smutek.
-Marek ja wiem jak się czujesz...
-Nie wiesz - przerwał jej stanowczym głosem - Tak w ogóle to co ty tu robisz? Nie powinnaś być teraz na swojej nocy poślubnej?
-To już moja sprawa - powróciła do wcześniejszego, zimnego tonu. Zaczęła znowu podchodzić do niego z dystansem.
-Ja ci mówię o wszystkim, a ty najwyraźniej masz przede mną jakieś tajemnice. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Bo jesteśmy, ale zrozum, że to nie takie proste jak ci się wydaje.
-Kochasz go? - chodził wzdłuż brzegu Wisły, a Basia stała nieruchomo. Zastanawiała się, czy aby na pewno decyzja o ślubie nie była zbyt pochopna. Miało pójść jak z płatka. Najpierw zapomina o Marku, zakochuje się w Jacku i jest szczęśliwa. Niestety jak to mówią „Serce nie sługa".
-Basia słyszysz mnie? Co się z tobą dzieje? - zaniepokoił się zachowaniem koleżanki. Była zamyślona, chwilami całkiem nieobecna.
-Coś mówiłeś?
-Pytałem o Jacka. Kochasz go? Muszę to wiedzieć.
-Już ci mówiłam, że to nie takie proste. Nie wszystko jest albo białe albo czarne.
-Akurat w miłości jest bardzo proste. Albo się kogoś kocha albo nie - przystanął kierując swój wzrok na nią. Poczuła jak delikatny dreszcz przeszywa jej ciało. Nie było to za sprawą zimna, a raczej Marka. Milczała. Nie potrafiła okłamywać, nie jego...
-Widzę, że się nie dowiem. No trudno wracam do domu.
-Jak? Przecież nie ma tu twojego samochodu.
-Byłem zdenerwowany, nie chciałem w takim stanie prowadzić. Przejdę się albo wezmę taksówkę. Nie musisz się o mnie martwić, radze sobie - wysilił się na delikatny uśmiech.
-Odwiozę cię - nie czekając na niego ruszyła w kierunku Toyoty. On potulnie podążał za nią. Pomimo tego, że była już żoną Jacka w sercu podkomisarza był cień nadziei. Chciał, żeby znowu była dawną Basią, jego Basią...
-Wskakuj - otworzyła przed Markiem drzwi auta. On uśmiechnął się tylko i usiadł na miejsce pasażera. W tym właśnie momencie dała o sobie znać komórka Baski, dzwoniąc w niebogłosy. Podkomisarz spojrzała na wyświetlacz: „Jacek dzwoni". Odrzuciła połączenie. Nie chciała się teraz tłumaczyć, z resztą nie wiedziała nawet jak. Co miała mu powiedzieć? „Kochanie jestem z Markiem. Zadzwoń później" To przecież nie miało najmniejszego sensu...
-Kto dzwonił? - Brodecki zapytał jakby od niechcenia, ale tak naprawdę bardzo go to interesowało. -Nieważne - odparła przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Jacek? - w jego głosie dało się słyszeć zazdrość.
-Proszę cię daj już temu spokój. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się tak nie zachowują -ruszyła z piskiem opon.
-Jak?
-Nie są o siebie zazdrości - mruknęła.
-Sugerujesz, że ja jestem o ciebie zazdrosny?
-A nie jesteś?
-Co cię to obchodzi skoro jesteś mężatką?
-Masz rację nie obchodzi.
-To po co pytasz? - mówił do niej chłodnym i aroganckim tonem.
-Marek możesz w końcu przestać? Nie możesz ze mną rozmawiać normalnie, jak kiedyś?! - w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła.