procesu wypierania myślenia egoistycznego myśleniem społecznym.
Od moralizowania się zaczęło — pisze Cieślikowski. Nie z innych przyczyn powstało pisarstwo dla dzieci, jak z intencji wy chowawczo-moralizat orskich. Powiastka, wierszyk, posługujące się w formie pośredniej stosownym przykładem, apelowały do .serduszka”, rzadziej do rozsądku, ukazując model lub antymodel postępowania, a często, aby nauka, jaka stąd wynikała, była przez czytelnika zrozumiana jednoznacznie, przykład wspierał morał podany wprost przez narratora. *
Tego samego zdania jest Matusewicz, który metody wychowawcze literatury porównuje z propedeutyką etyczną szkoły: Musimy oduczać śmiania się z nieszczęść innych ludzi, a także przekształcać pusty treściowo śmiech fizjologiczny — w śmiech podbudowany refleksją obserwatora, zawierający pewną toar-tość intelektualną lub estetyczną, odpowiednią do wieku wychowanka. Śmiech na tle nerwowym, uwarunkowany zagubieniem, zawstydzeniem, bezradnością, winien być, rzecz jasna, zawsze sygnałem konieczności udzielenia pomocy wychowankowi w rozumieniu określonej sytuacji, z którą nie może on sobie poradzić poznawczo. *
A jednak nie cała literatura dla dzieci realizuje zreferowane wyżej intencje. Wystarczy przypomnieć choćby niektóre pozycje literatury niemieckiej dziewiętnastego wieku, słynne baśnie o karłach, zwycięskich paradach głupoty, tyranii, zła. brzydoty, o potworach i potwornych władcach. Baśnie Wilhelma Hauffa na przykład tak dalece kłóciły się z kanoniczną szkołą etyki w literaturze dla dzieci, że uchodzić mogą za manifesty zła.
Powodzenie czytelnicze tego typu literatury pozostaje oczywiście w ścisłym związku z humorem złośliwym. Dziecko utożsamia się z postaciami silnymi, zuchwałymi, pięknymi, śmieje się z bohaterów poszkodowanych, ułomnych, brzydkich, mało sprytnych. Kierunek tego utożsamiania sprawia, że śmiech zaczyna pełnić funkcję terapeutyczną. „Uzdrawia'* dziecko ze strachów, dodaje sił; dziecko przypisuje swoją osobę do legionu zdrowych, silnych hersztów. Naturalne jest zresztą, że woli być po ich stronie, tak, jak trzyma z nimi na podwórku, w czasie zabawy.
W śmiechotwórczej poezji dla dzieci terapuetyczna funkcja śmiechu pojawia się na zasadach, by tak rzec, negatywnej etyki. Śmiech nie służy tu żadnym celom wychowawczym, dając wprawdzie poczucie wyższości i satysfakcji, ale wyższości i satysfakcji złośliwych, ponurych w wymowie.
W Troskliwym boćku Domeradzkiego ów złowieszczy śmiech budzi śmiertelne zagrożenie żab:
— Boćku mój, Wojtusiu
w skarpetkach czerwonych, powiedz czemu chodzisz taki zamyślony?
— Ja pilnuję żabek tutaj w gęstej trawie, bo by się maleństwa potopiły w stauńe.
■ J. CieJllkowski: Wielka zabawa. Folklor dsieciccy, wyobraźnia dziecko, wiersze dla dzieci, Wrocław 1087, t. 310.
* C. Matusewicz, op. cit. t. 20.
Zagrożenie żab przez niby to przyjaznego bociana budzi także złośliwy, terapeutycznie ukierunkowany śmiech czytelnika wiersza Kobryńskiego Nad jeziorem, w którym to utworze nieetyczna radość uwarunkowana jest zanikiem w odczuciach odbiorcy tożsamości między rzeczywistością literacką a jej kształtem możliwym na jawie, między bohaterami a odbiorcą:
Na liściu kaczeńca dwie zielone żaby siedzą już od rana i grają w warcaby.
Bociek wzrok uważnie utkwił w szachownicę.
— Grajcie żabki, grajcie, ja będę kibicem.
Jakże często kat ubiera się gustownie (bociek Domeradzkiego „w skarpetkach czerwonych”, bociek Kobryńczuka „w białym, czystym fraku”), zachowuje godnie (u Domeradzkiego bociek ..chodzi zamyślony”, u Kobryńczuka „przechadza się"), opiekuńczo nawet (pilnuje żab, „bo by się maleństwa potopiły w stawie”, serdecznie kibicuje ich grze w warcaby), by tylko nie zostać w porę rozpoznanym.
W innych wierszach posługuje się kat nawet dwuznacznością jezykowo-sytuacyjną. Wszystkie lisy, zapraszające na obiad kury i zające, wszystkie wilki, zapraszające na kolację kózki i gąski, zapraszają w gruncie rzeczy potrawy na swe stoły, a nie — jak się może wydać naiwnemu zapraszanemu — współbiesiadników do swych stołów. Dwuznaczność indyka, który spieszy na obiad, w wierszu Brzechwy wyjawiona zostaje dopiero w poincie:
— A wysoko mieszka pan Indyk?
— Na piątym piętrze, bez windy.
— Tak wysoko? Mój Boże,
toteż pewno pan zdążyć na obiad nie może?
— No właśnie! A w domu zamieszanie, wszyscy zaczynają narzekać, towarzystwo do stołu zasiadło.
— A czy muszą na pana czekać?
— Cóż za pytanie?
Przecież nie ja będę jadł, tylko się mnie będzie jadło.
Przedśmiertna wędrówka indyka po mieście jest nieco mniej makabryczna dzięki gotowości ptaka do poświęcenia. Najczęściej jednak ofiara — żaba, kura, zając, kózka, gąska — usiłuje się bronić przed katem: bocianem, lisem, wilkiem. Podobna relacja w wierszach dla dzieci dotyczy także usytuowania „międzyosobowego" muchy i pająka, myszy i kota. Ileż radosnej satysfakcji dostarcza mucha złośliwemu czytelnikowi takiej fraszki:
Pajęczyna to jest przędza co sen z oczu muchom spędza.
Pająk w Zaproszeniu Sztaudyngera kryje się pod kostiumem kamuflażu, korzystając z dwuznaczności siowa „siatka”, ozna-czającego „pajęczynę” i zarazem „siatkę na korcie tenisowym".
I