18
nowotwory, nerki. A jednak słyszy się głosy krytyczne wobec tej działalności, że to pomoc jednorazowa, jednodniowy zryw. Mówi się też o dziwaczności.
— Tak, to jest jednorazowe przedsięwzięcie, ale przynoszące tak ogromny efekt. Chcę jednak podkreślić, że to jednorazowe przedsięwzięcie potrzebuje ponad trzystu dni w roku, by tak dobrze mogło funkcjonować i przynosić korzyści. By to sprawnie prowadzić, potrzebna jest Fundacja. Musimy księgować, rozliczać, negocjować. Zebrane pieniądze trzeba wydawać w określonym systemie. Komuś może się wydawać, że ta dobroczynność to jeden dzień zabawy, ale tak naprawdę ona trwa cały rok, codziennie podejmowane są decyzje o tym, gdzie wysłać dodatkowy sprzęt, jak to wszystko organizować. Życzyłbym sobie, by było więcej takich Jednorazowych zrywów”, pewnie wtedy lepiej wyglądałby nasz świat. A jeśli chodzi o jakąś dziwaczność? Rozumiem, że nasze działania mogą wydać się komuś niekonwencjonalne, mówi się nawet o odmiennej obyczajowości. Wielka Orkiestra jest swoistym obyczajowym fenomenem, ale nie popadajmy w przesadę.
Wielka Orkiestra skupia wokół siebie grono przyjaciół i zwolenników. Przeważnie sę to ludzie młodzi, licealiści, którzy dopiero szukają swojego sposobu na życie. Czy widzisz w sobie duchowego przewodnika, autorytet?
— W ogóle nie myślę o tym w taki sposób. Uciekam od określeń: guru, osobowość charyzmatyczna. Czuję się bardziej ich przyjacielem i lubię, gdy oni tak mnie traktują. Jestem dumny z tego, że ludzie nas szanują, traktują poważnie. Nie jestem ich idolem ani żadnym gwiazdorem. My trafiamy do ludzi czymś prostym, zwykłym. Jeżeli przyniesiesz spragnionym na pustyni wodę, to będą cię uważać za wybawcę. Tą „wodą” Wielkiej Orkiestry jest normalność, to, że jesteśmy dotykalni, dostępni. Dajemy im naszą przyjaźń, zaufanie i tylko od nich zależy, co z tym zrobią. To uczy samodzielności, odpowiedzialności za sw'oje czyny. Oni chcą czuć, że są traktowani poważnie. Mówimy do młodych zwy kłym językiem, mówimy o życiu: trzeba skończyć szkołę, utrzymać się, a jeżeli nie żyjesz „na skróty”, czyli jeśli żyjesz uczciwie, to czasem to życie jest ciężkie, ale trzeba być po prostu w porządku. Tego uczy ich Orkiestra. Oni piszą: „Czekam od Finału do Przystanku, od Przystanku do Finału, ładuję akumulatory i dalej sobie żyję”. Finały, Przystanek Woodstock dają im siłę i pozytywne uczucia.
Wielka Orkiestra to nie tylko coroczne Finały. To także Przystanek Woodstock. W jakim celu organizujecie tę olbrzymią imprezę?
— Przystanek Woodstock to bardzo istotna część naszego przedsięwzięcia. Wcale nie musimy tego organizować, nie czerpiemy z tego żadnych profitów. Przystanek jest podziękowaniem dla tych, którzy udzielali się w Finałach. Nie jest to zlot branży muzycznej, jeżdżą tam zespoły mało znane, takie, które nam się podobają. Byli u nas Hey, Maanam, Houk, ale przyjeżdżają i takie, jak Kuśka Brothers. Przystanek Woodstock jest imprezą bezpłatną. Większość ludzi mówi potem: „Świetnie się tam czułem, to była dobra, profesjonalnie zrobiona impreza”. Ludzie czują się odpowiedzialni za samych siebie. Impreza narzuca pewien styl zachowania, i ci młodzi rzeczywiście się tam dobrze zachowują. Przystanek ich tego uczy. Bardzo ważny jest Pokojowy Patrol, w skład którego wchodzą często pokolenia: dzieci i rodzice. Zgłaszają się też nauczyciele. Pokojowy Patrol wyrasta z tradycji Woodstock 1994. Patrolowcy udzielają pomocy, sprzątają, opiekują się kimś, gdy zajdzie taka potrzeba. By być wr Patrolu, trzeba przejść specjalne szkolenia. Organizujemy je każdego roku razem z PCK, uczymy ich udzielania pierwszej pomocy, sura\alu. laki kurs trwa trzy dni i jest wielką przygodą. W Patrolu