19
ra Pan interesującą socjologiczno-antropo-logiczną perspektywą, ale historyka i moralisty taka perspektywa w pełni nie satysfak-
cjonuje, a może nawet irytować. Dlatego, że Pan być może zmierza do generalizacji faktów i zdarzeń historycznych, których prawdopodobnie ostrożny historyk nie generalizowałby, nie szukał żadnych stereotypów i prawidłowości, lecz opisałby fakty, zdarzenia z pewną dozą gestów emocjonalnych, które naiwnej narracji historycznej towarzysząu Być może nastał czas syntezy i rewizji, do których nas Pana badania skłaniają. Może mamy na tyle komfortu, żeby takiej syntezy dokonać.
— Myślę, żc szczególnie młodzież, która wchodzi obecnie w okres twórczo-badaw-czy nie będzie miała już żadnych oporów, by korzystać z bardzo wielu inspiracji naraz. Z jednej strony szukamy odpowiedzi na pytanie, co się wydarzyło, z drugiej natomiast chcielibyśmy wiedzieć, jakie znaczenie opowieść o tych wydarzeniach może mieć dla społeczności, która chce siebie w historii odnaleźć.
H.Cz.: Być może dla Pana jako autora tej książki ważniejsze jest to, jakie ma ona znaczenia dla nas i co ludzie robią z Pana opowieścią, przekazując sobie tekst. Ta zapisana w Pana książce perspektywa syntezy jest bardzo interesująca.
— Tę perspektywę syntezy miałem zresztą od samego początku, pisząc swoją książkę. Poprzez to, że natknąłem się na tę relację wiele lat temu i jej nie zrozumiałem, a więc
sam stałem się obiektem moich badań, zadając sobie pytanie, dlaczego tego rodzaju zdarzenie nie zostało zarejestrowane.
Tuż przed opublikowaniem Sąsiadów i próbą zrozumienia tego, co się wydarzyło, napisałem krótki tekst do Księgi pamiątkowej zredagowanej przez Tomasza Strzembosza. Tekst ten był skonstruowany wokół relacji Wasersztajna, którą tam podałem m extenso.
Nie rozumiejąc w pełni tej relacji, umacniałem się w przeświadczeniu, że to jest bardzo ważny dokument, który trzeba traktować z ogromnym pietyzmem. Poświęciłem temu zresztą fragment swojej książki. Wiedząc, że to co powiedziałem w artykule jest niewystarczające, że moja wiedza na ten temat jest już bogatsza, zdecydowałem się opublikować ten artykuł, choć mogłem go wycofać. Wydaje mi się, że historia nie-zarejestrowania tego, co wydarzyło się w Jcdwabncm, pomimo że istniało tyle rozmaitych przesłanek i sygnałów o tym, sama w sobie jest częścią tej historii Jedwabnego.
H.Cz.: To jest Pana bezsilność jako badacza, kiedy Pan konstatuje te fakty ?
— To jest w pewnym sensie historia mojej bezsilności, aczkolwiek mówię to przewrotnie, choć oczywiście mógłbym się do tego nie przyznawać. Uważam jednak, że to jest bardzo ciekawe, że właśnie w takiej poznawczej niepewności byliśmy wszyscy.
H.Cz.: A da się tej niepewności uniknąć w ogóle? Czy historia jest historią tego, co pewne, czy opowieścią o tym, że nie ma żadnej pewności?