164 I Z SIEMION
Tymczasem w Warszawie zebrały się nad nami ciemne chmury. Olek nie był już wtedy prezesem Towarzy stwa, i now e władze zorganizow ały dobrze zresztą przygotowaną naradę nad naszymi losami. Uczestniczyło w tej naradzie całe prezydium ZG i cała Rada Redakcyjna. Zaproszono ekspertów i młodszych kolegów z Uniwersytetu Warszawskiego, redaktorów ukazującego się tam popularno-naukowego czasopisma chemicznego, które, nie ukrywajmy, przeży wało ostre trudności finansowe. Znów padły dobrze mi znajome argumenty o konieczności zmiany profilu „Wiadomości”. Ale wszystkich zaskoczyło oświadczenie eksperta, który powiedział, że z obowiązku (bo całość naszych materiałów recenzował dla odpowiedniej naukowo-informacyjnej instytucji niemieckiej) czyta „Wiadomości” od deski do deski i znajduje tam bardzo w'iele bardzo ciekawych pozycji. Bardzo mi pomógł ten nieoczekiwany sprzymierzeniec. Ja zaś zirytowałem się trochę. - Macie — powiedziałem -jako tako grający akordeon. Dlaczego chcecie go koniecznie przerobić na trąbkę? Intencje młodych naszych krytyków były natomiast zbyt wyraźne. Myśleli, wiedząc o naszej niezłej sytuacji finansowej, że coś z tego da się uszczknąć. Zapytałem ich zresztą wprost. cz>' w ich intencjach leży przejęcie funduszy po zlikwidowanych „Wiadomościach”. Nie zaprzeczyli. - Nie oddam — powiedziałem wtedy -z konta „Wiadomości” - nawet jednego grosza. Bo mi tego zrobić po prostu nie wolno. 1 właściwie na tym się wyczerpał program tej narady.
Olek był obecny na tej naradzie. Krótko rozmawiałem z nim potem w kuluarach. - Ty nie mogłeś — gderał - wymyślić jakiegoś innego muzycznego instrumentu, tylko tę trąbkę!
Nie będę też ukrywał, że rady i propozycje Olka w jednej przynajmniej sprawie idbiły się na moim własnym udziale w pracach nad „Wiadomościami”. Nie da się oowiem zaprzeczyć, że z ducha tych rad właśnie poczęły się moje „Notatki chaotyczne”. Jeśli więc moim Czytelnikom się one podobają, to niechże zdadzą sobie sprawę z tego, że powstały one z inspiracji Olka Zamojskiego. Napisałem ich już sporo, ale gdzieś w okolicach kolejnej, już piętnastej, powziąłem zamiar zaprzestania dalszej roboty. Wtedy ówczesny prezes ZG, prof. Konarski, spowodował przyznanie mi za tę twórczość Medalu Skłodowskiej-Curie. Z sugestią żebym pisał dalej. To zobowiązywało i oto jesteśmy już przy notatce o numerze UV. Medal odbierałem na Zjeździe PTCh, w auli Politechniki Wrocławskiej. Siedzieliśmy tam z Olkiem obok siebie. Potem odszedłem na chwilę, aby odznaczenie odebrać. Wracam, a tu Olek palcem łzę spod oka wyciera. Wzruszył się. Jeśli dalej kontynuuję tą moją przygodę z „Notatkami”, to może z racji i tego ulotnego wspomnienia?
Przy tej okazji chciałbym choć wten sposób naprawić pewne zaniedbanie. Olek opowiadał mi kiedyś o swoim ojcu, lekarzu w Poznaniu. Wertując materiały XIII Zjazdu Uekarzy i Przyrodników Polskich, jaki się odbył w 1929 roku w Wilnie, napotkałem wzmiankę o udziale w zjeździe S. Zamojskiego z Poznania. Wspomniałem o tym Olkowi. - To mógłby być rzeczyw iście - powiedział — mój tata. Przyślij mi, jeśli możesz, ksero tego dokumentu. Nie udało mi się tego zrobić, bo gdzieś ze szczętem „zadziałem” tą informację. Odnalazłem ja dopiero niedawno. Zamieszczam więc jątutaj, w postaci kserokopii.