4.12
JERZY ZAWIEYSKI
dla siebie zdobyć, albo żebraniną, albo kłamstwem. Kłamał w sposób przemyślany, logiczny, zawsze z dobrym skutkiem, zwłaszcza w czasie badań policyjnych.
W włóczęgach swoich po wielkim mieście polubił parki i miejsca zadrzewione, wśród których łatwo było się ukryć przed okiem prześladowczych władz.
Któregoś dnia w parku łazienkowskim przyglądał się chłopcu, który przymocowany był do wózka. Musiał być chory — pomyślał ze współczuciem. Był to dziewięcioletni Eluś Herbeński, cierpiący na gruźlicę kręgosłupa, który od pierwszej chwili polubił napotkanego „oberwańca", jak się wyraziła o Steniu pielęgniarka. Stenio był głodny i za cenę gorącego obiadu, którego się spodziewał, — bawił rozkapryszonego i chorego Elusia na wszelki sposób. Łaził przed nim na czworakach, udając psa, wywijał koziołki, stawał na rękach i pokazywał, jak małpa zajada jabłko. Eluś śmiał się głośno, niemal do łez, klaskał w dłonie i prosił „oberwańca" o coraz to nowe sztuki.
Gdy tego dnia pomagał przy wnoszeniu Elusia do jego domu, znalazł się wobec tak wspaniałych rzeczy, jakich nigdy nie widział. Nie mógł nawet marzyć, że tu pozostanie na zawsze.
Chory pokochał przybłędę za jego zdrowie i za jego siłę fizyczną. Nie chciał rozstać się z nim ani na chwilę. Drżał, że odejdzie i wymuszał na swej matce obietnice, że Stenio będzie mieszkał z nim razem. Nie było rady na kaprys i upór chorego dziecka, jedynego syna zamożnych ludzi, jakimi byli Sas-Herbeńscy. Stenio pozostał w ich domu i wspólnie z Michałem, którego nazywano Elusiem — bawił się i uczył. Początkowo z nauką Stenia było trudno, ale później, gdy wyrównał braki, przewyższał Elusia, zwłaszcza w językach obcych.
W trzy lata potem Eluś na zalecenie lekarzy miał się leczyć w Szwajcarii, dokąd zabrano także i Stenia. Przed wyjazdem chory naraz zapragnął mieć w Steniu brata i zażądał od rodziców, by go usynowili.
— Chcę mieć brata — wołał z uporem — chcę mieć Stenia za brata!
— Jak myślisz? — mówiła pani Herbeńska do męża — gdybyśmy go rzeczywiście usynowili? Chłopiec taki śliczny i zdolny, niczym już nie będzie raził, — jak myślisz, Andrzeju?
— Myślę — odpowiedział Herbeński — że powinniśmy go usynowić.
Odtąd dwunastoletni Stenio, starannie wychowany przez rodziców
i nauczycieli Elusia, zdolny, miły i rzeczywiście śliczny, wchodził ze zmianą nazwiska w obręb sfery arystokratycznej, wr której odrazu poczuł się, jakby z niej wyszedł, — jakby nigdy na sobie nie dźwigał bolesnego przezwiska „znajda" i jakby nigdy nie było, ani lat spędzonych u Walczakowej, ani lat, spędzonych na włóczędze i złodziejstwie.