Problem czasu dotyka badacza na każdym etapie kariery i warto nieco przybliżyć go w toczącej się dyskusji. Otóż środki finansowe na dydaktykę znacznie przewyższają środki na badania naukowe. Część uczelni stosuje się ponadto do zasady, że środki na badania powinny być przeznaczone na zakup aparatury, książek oraz wyjazdy konferencyjne, ale nie na wynagrodzenia. Występują też limity udziału wynagrodzeń w budżetach projektów. Powoduje to, że jedynym sposobem na zapewnienie bytu rodzinie i pozostanie w nauce jest mnożenie godzin dydaktycznych. Czy mnożymy je w ramach jednej uczelni, czy też w ramach wielu uczelni, jest problemem z punktu widzenia badań drugorzędnym. Przeciętny asystent realizujący 500 godzin dydaktycznych w roku, traci każdego roku około 300 godzin badań w stosunku do kolegi z krajów europy zachodniej czy USA. Nie ujmuję w tym obliczeniu zmęczenia i czasu przygotowawczo-zakończeniowego, bo wówczas strata urósłby dwukrotnie. Jeśli absolwent uczelni wyższej podejmie pracę naukową niezwłocznie po uzyskaniu tytułu magistra, to przed ukończeniem 30 lat straci do swoich kolegów z zagranicy, co najmniej 2.100 godzin pracy (lub dwukrotnie więcej jeśli doliczyć czas przygotowawczo-zakończeniowy). Nigdy ich nie nadrobi. Gdyby chcieć pogłębić pesymizm, to odnieśmy tę kalkulację do hipotetycznego doktora habilitowanego, w wieku lat 50, pracującego na 3 etatach. Taki naukowiec stracił już 8.100 godzin pracy względem kolegów z zagranicy. Na dodatek poza ambicjami i ciekawością własną niewiele zachęca go do badań naukowych. To jest drugie źródło straty czasu.
System finansowania nauki, oparty o jej dydaktyczny składnik powoduje, iż wzrost dochodów jest możliwy głównie w drodze ekstensywnej: „sprzedaj więcej godzin swojego czasu”. Droga intensywna - „sprzedaj swoje godziny drożej” - w praktyce nie istnieje, podporządkowana jest progom promocji naukowej w bardzo długich cyklach (8 lat na doktorat, więcej na habilitację), które mają relatywnie niskie wskaźniki wzrostu wartości godziny pracy.
Egalitaryzm i ekstensywność to cechy gospodarki rabunkowej, którą przypisujemy czasom minionego ustroju. W nauce ten miniony ustrój najwyraźniej trwa. Nie w sensie ideologii, bo polaryzacja przekonań jest chyba nawet silniejsza niż w innych grupach społecznych, ale w sensie sposobu gospodarowania. Rabując przez 19 lat kapitał intelektualny polskich uczelni trudno je dziś winić za skutki.
Trzecie źródło straty czasu to warunki utworzenia własnego zespołu badawczego. W obecnych okolicznościach formalnych i środowiskowych nawet otrzymanie poważnych środków finansowych na badania nie uniezależnia ich dysponenta od struktur hierarchicznych. Możliwości doboru zespołu, zatrudnienia pracowników, są pochodną nie
4