160 Dokumenty potwierdzające udział Armii Krajowej w...
dostarczenie planów i części V/2 do Londynu, dalej, że Anglicy postanowili wysłać do Polski samolot, który ma lądować i zabrać mnie wraz z bagażem.
Od tej chwili miałem tak układać swe poczynania, by móc puścić się w drogę każdej chwili.
Wyjazd mój tak został zorganizowany, że poza pułkownikiem Irankiem w Oli wiedziało o nim 5 czy 4 osoby. Z mojej rodziny, tylko moja żona. Ja sam jeszcze w chwili odjazdu nie wiedziałem dokąd jadę.
Plany i części V/2 zostały wysłane osobno, specjalnemi środkami komunikacji.
Ja sam wyjechałem jedynie z małą walizeczką. Instrukcja, którą otrzymałem brzmiała: wsiąść w Warszawie do pociągu, dnia tego i tego, o tej i tej godzinie i wysiąść na innej stacji w tejże samej Warszawie. Na tej drugiej stacji stanąć w takim a takim miejscu i zachowywać się tak a tak. Z chwilą gdy to zostało przeze mnie wykonane, podeszła do mnie osoba, która podała umówione hasło i doręczyła bilet do Krakowa, dając jednocześnie instrukcje jak się mam zachować w Krakowie. Ponieważ pociąg na który miałem bilet odchodził za kilka minut nic innego mi nie pozostało jak wsiąść i pojechać. W Krakowie w taki sam sposób otrzymałem bilet do Tarnowa, a w Tarnowie zostałem doprowadzony na lokal konspiracyjny. Po przespaniu i odpoczynku kilku godzin załadowano mnie znowu na pociąg, lecz już w towarzystwie przewodnika i już w tym składzie dojechaliśmy do małej stacyjki w polu, gdzie czekała na nas chłopska furmanka zaprzężona w dwa konie. Ledwie odjechaliśmy kilkanaście kroków od stacji z rowu przydrożnego wyszło kilku młodych ludzi, którzy wyciągnęli ze zboża rowery i towarzyszyli nam jako eskorta przez całą drogę. Nie trudno było zauważyć, że uzbrojeni byli od stop do głów.
Nasz rozmowny i wesoły woźnica poinformował nas od razu, że choć w okolicy stoi cały szereg oddziałów wojska niemieckiego i nawet jedna grupa pacyfikacyjna Gestapo, jednak nie grozi nam najmniejsze niebezpieczeństwo, ponieważ nie brak też w okolicy partyzantek, które właśnie ostatnio wszystkie zostały zmobilizowane.
O historii przelotu z Polski do Londynu nie warto się rozpisywać, gdyż już wielokrotnie pisano na ten temat i relacje te były dość wierne.
Ciekawym i mało znanym było jedynie zainteresowanie Anglików, zacząwszy od Bari we Włoszech, poprzez Casablankę, Gibraltar i Londyn, bagażem, który wiozłem, a który składał się ze zwyczajnego worka. W Bari szef tamtejszej [bazy Oddziału] VI wysilał się wraz ze swemi adiutantami by w sposób elegancki, a nie zwracający uwagi, dostać worek w swoje ręce. To samo działo się w ciągu całej drogi. W Londynie na lotnisku podeszło do mnie dwu rosłych oficerów angielskich, z których jeden mówił dobrze po polsku i oświadczył, że zabierają worek. Dopiero argument w formie dużego noża i zdecydowanie w użyciu go w razie potrzeby, przemówił do tych