Z LEKTUR ZAGRANICZNYCH 551
rosyjskie. Aż 20% przywołanych tekstów zresztą, to publikacje autorów tomu; nie będę tego komentował. Natomiast dalsza treść książki jest przeważnie racjonalna.
Autorzy twierdzą, że bibliotekarstwo nie wypracowało precyzyjnych reguł gromadzenia (czy to w ogóle możliwe?), a serwuje się jedynie hasła. Nie rozstrzygnięto wszak nawet, czy nastawić się na gromadzenie jakościowe, z pogłębianiem mniejszych kolekcji, czy też rozbudowywać kolekcje ilościowo. W praktyce stosuje się rozwiązania pośrednie, ale to nie jest pomysł dobry.
W gromadzeniu potrzeba specjalizacji poprzez tworzenie zespołów konsorcyj-nych i podział obszarów kolekcjonowania. Potrzeba też kooperacji w katalogowaniu oraz konieczny jest udział w światowym systemie informacji elektronicznej -co zresztą Rosjanom może przyjść z trudem, ze względu na ich alfabet. Ale kooperacja międzynarodowa jest szansą na wyjście z zaścianka. Generalnie zaś — twierdzą autorzy - musi nastąpić redukcja kolekcji drukowanych, a rozbudowa zasobów elektronicznych.
Na razie zaś (znowu konkluzja dziwaczna) 130 tys. rosyjskich bibliotek gromadzi to samo. A jak i co ma gromadzić? Tołstoja w Moskwie, a Dostojewskiego we Władywostoku? Takie są bzdurne efekty myślenia o bibliotekach jako - tylko - o ośrodkach informacji, w dodatku wyłącznie elektronicznej.
A już inna sprawa, że panorama rosyjskiego bibliotekarstwa wypada w wersji autorów dramatycznie. Zlikwidowano ostatnio 15 tys. bibliotek, a środki na biblioteki, w 2005 r. stanowiące 1,41% budżetu federalnego, w 2010 r. wyniosą 0,9% tego budżetu. Zaopatrzenie bibliotek zmalało trzykrotnie. Zwłaszcza na wsi jest bliskie zeru, a nowości w bibliotekach stanowią nie więcej niż 18% zasobów. Szacuje się, że nie można zrealizować 80% zamówień użytkowników (!!). Książki są poza tym drogie, zwłaszcza te wartościowsze, bowiem niskonakładowe, jakościowo fatalne, bo rozlatują się po 3-4 przeczytaniach, sieć księgarń w Rosji jest najgorsza wśród krajów cywilizowanych, a wydawnictwa skupiły się tylko w największych miastach, głównie w dwóch. No i jeszcze dobijają biblioteki przetargi na książki... Aż strach to czytać.
Generalnie, bez federalnego wsparcia - na które się nie zanosi - nie można wyjść z zapaści. Trzeba także w międzybibliotecznej kooperacji utworzyć repozytoria oraz zoptymalizować przepisy o egzemplarzu obowiązkowym. Takie są autorskie postulaty. Sygnalizuje się też, że rosyjskie biblioteki akademickie dążą, ze swej strony, do 5% odpisów na biblioteki ze wszystkich uzyskiwanych przez uczelnie grantów, ale nie ma pewności, czy tak się stanie. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna.
Zgodnie ze swoim nastawieniem, szanse poprawy autorzy utożsamiają wyłącznie z postępem elektronizacji bibliotek, a zwłaszcza - z utworzeniem sieci depozytoriów i repozytoriów. W aneksach przedstawiają stosowne projekty do realizacji oraz propozycje rozwiązań prawnych. To ma sens po części - no bo co z księgozbiorami? - ale jak we wszystkich krajach, nadal nie wiadomo, skąd wziąć na to pieniądze.
[4] EDUKACJA ZDALNA [***]
O funkcjonowaniu usieciowionych bibliotek, wspierających w Anglii akademicką edukację na dystans, napisano całe naręcze tekstów, zebranych w tom (Access, 2009), sygnalizujący wybiórczo stan obecny - głównie w konwencji euforycznej - oraz perspektywy przyszłościowe. Charakterystyka jest szczegółowa, ale w gruncie rzeczy nie dostrzegam tu niczego, o czym by nie pisano już wcześniej.
Na plan pierwszy wysuwa się charakterystyka kształcenia oraz bibliotecznego wsparcia w angielskim Open University, gdzie uczy się 200 tys. osób. Na stronie WWW tej uczelni wyczytałem jednak, że większość uczestniczy w specjali-