Esei 137
istnieć bardzo długo, stanowczo dłużej niż istnieje on.
Choćby dla porównania poznać inne światy.
Unieść się ponad ciało, które niczego tak dobrze nie potrafi, jak ograniczać i stwarzać trudności.
Dla dobra badań, jasności obrazu i ostatecznych wniosków wzbić się ponad czas, w którym to wszystko pędzi i wiruje.
Z tejperspektywy żegnajcie na zawsze szczegóły i epizody.
Liczenie dni tygodnia musiałoby się wydać czynnością bezsensu, wrzucenie listu do skrzynki wybrykiem głupiej młodości, napis: nie deptać trawy napisem szalonym.
Cudownie przewrotna jest w tym wierszu Szymborska! Powierzchowne odczytanie tego tekstu ukazuje paradoksalność efektów poznania: warunkiem naszego poznania świata jest przestać być człowiekiem - „unieść się ponad ciało” i „wzbić się ponad czas” - a gdyby nam się to nawet udało, to i tak nic nam z tego, bo nie bylibyśmy już ludźmi! Ale na takim odczytaniu nie można poprzestać, bo byt istniejący poza czasem i przestrzenią jest bytem transcendentalnym. Potocznie nazywamy go Bogiem. I to z jego perspektywy musi się świat wydawać szalonym, podczas gdy my ludzie uporczywie usiłujemy nadawać mu sens. I w tym nasze człowieczeństwo!
Poezja, co zupełnie zrozumiałe, wyraża rozmaite sądy o świecie, które mieszczą się w jego krańcowych ocenach. Poprzestanę na skromnej ilustracji tego banalnego stwierdzenia. Leśmian formułuje opinię krańcowo negatywną: „Takiż to świat! Niedobry świat! Czemóż innego nie ma świata!” A przywoływany tu już Gałczyński w jakże odmiennej stylistyce, ale o tym samym świecie: „Ten świat to stary drań, któremu ufać nie można”. Z kolei dla Szymborskiej świat jawi się jako „jarmark cudów”, ich pospolitość i mnogość. Wymienię za poetką tylko niektóre:
Cud pospolity: to, że dzieje się wiele cudów
pospolitych.
Cud zwykły: w ciszy nocnej szczekanie niewidzialnych psów.
Kilka cudów wjednym:
olcha w wodzie odbita
i to, że odwrócona ze strony lewej na prawą,
i to, że rośnie tam koroną w dół
i wcale dna nie sięga,
choć woda jest płytka.
Cud, no bo jak to nazwać:
słońce dziś wzeszło o trzeciej czternaście
a zajdzie o dwudziestej zero jeden.
Zdając z kolei sprawę z poetyckiego rozpozna nia człowieczeństwa, trzeba stwierdzić, że i tutaj ma my do czynienia z jego ogromną skalą, co jest ilu stracją naszego krańcowego doświadczenia. Stojąc na gruzach europejskiej kultury Gałczyński powiada
0 człowieku:
Pełna problemów, niepokoju,
Z zegarkiem wielka kupa gnoju.
Nie można bardziej pejoratywnie i bardziej dosadnie, ale trzeba pamiętać, że mówi to człowiek, który jak całe jego pokolenie, ba, całe narody, doświadczył niewyobrażalnego wyczynu człowieka
1 jego niewyobrażalnego dotąd sponiewierania. Dla równowagi jeszcze raz musi się tutaj pojawić Szymborska, której opinia o człowieku stanowi dla opinii Gałczyńskiego kontrapunkt:
Zachciało mu się szczęścia, zachciało mu się prawdy, zachciało mu się wieczności patrzciego!
Ledwie rozróżnił sen od jawy, ledwie domyślił się, że on to on, ledwie wystrugał ręką z płetwy rodem krzesiwo i rakietę,