żej dość często spotyka się te zwierzęta, naogół nielubiane przez rybaków, którym stwarzają niemałą konkurencję w połowie, a jeszcze bardziej w rozpędzaniu ryb.
Dnia 22-go i 23-go lipca mamy pogodę bardzo zmienną. Słońce, deszcz, cisza, to znów niesamowite skoki „Witezia" na fali, przez falę i pod falę.
Wreszcie około wieczora dostrzegamy latarnię morską w Jastarni. Morze, dotychczas puste, ożywia się. Z Gdyni i z Gdańska suną parowce, ciągnąc za sobą pióropusze dymu. Powoli mijamy Hel.
O godz. 22-ej, kiedy na wodach ojczy- „Witeż" na morzu.
stych cała załoga prócz sternika siedziała przy kolacji, nagle nadciągnął z boku silny szkwał. „Witcź" legł na burtę, załoga wyskoczyła na pokład, kolacja zaś poszła po kątach kabiny. Straciliśmy 2 talerze i czapkę komandora.
Szybko zlikwidowaliśmy nasze „boczne" położenie przez zmianę kursu na wiatr i zarefowanie żagla, poczem lawirując po zatoce, na rano dobiliśmy do Gdyni. Od 7-ej do 17-ej wściekła praca nad myciem i porządkowaniem yachtu i po serdecznem pożegnaniu przez komandora. załoga opuściła „Witezia”.
Fot. F. Hlotko S. KOSKO
Z prześlicznego, jak cacko wykoń- bujną radością życia w spojrzeniu, co nych jest coś więcej niż moc, jest wia-
czonego, rybackiego portu na Helu co- pali, porywa, zachwyca — rozkazem ra we własną twórczość, jest pewność,
dzień wypływa nieduży a zwinny podnosi, słowem tworzy, uśmiechem że dziś będzie płodniejsze niż wczo-
yachcik „Beniowski". Wiatr wydyma raduje. raj. Płodniejsze — w dziale wychowa
niu białe żagle od góry skoszone, Piękna jest ta drużyna Jakóbkiewi- nia człowieka, którego pierś rozdyma a przechylony w bok statek mocno cza, piękny jest jej hart woli i ducha, zawsze żądza czynu, w wodę zaryty twardym kilem płynie cudownie piękna jest walka z rozbu- Na Helu, na dużej polanie jest obóz zuchowato, pian grzywy burtą czer- chanym żywiołem na morzu jaką to- drużyny syberyjskiej. Namioty obszer-piąc nieomal. Na dziobie dziewczyna czy — a wręcz legendarnem jest jej ne, wysokie obramia ją czworobok maj-w stroju skautowskim z włosem roz- życie, legendarne są jej dzieje. danu. W pośrodku most. Po jednej
wianym patrzy w szlak wodny. Kilka I nie przypadek to wypisał imię ze stron namiot-kancelarja. Tu zbiega
postaci młodzieńczych na pokładzie yachtu „Beniowski". Cała drużyna się rozkazodawstwo i porządek. Dalej
zastygło w czujności. Na rufie dowód- szła nie tak dawno szlakiem owego namioty sypialnie — opodal kuchnia,
ca drużyny a yachtu kapitan dr. Ja- rycerza-wędrowca przez obce kraje, Wszędzie ład — rygor — porządek,
kóbkiewicz. Ogorzałą, ciemną twarz morza i oceany poprzez nędzę, nie- A jednak to coś więcej niż obóz —
okala młody zarost — ciemne oczy pewność i troskę i nadzieję, poprzez to dom tych dzieci. Tu one są u siebie,
wbił w dal. Ręka na sterze — nie- złość i krzywdę i walkę. Dzieje te, to Na zimę rozjadą się. Część do szkół,
omylna ręka, która cala jednego nie niesłychany hatabasis dzieci polskich do burs, internatów, część do Wejhe-
chybi. W największym rozpędzie otrze na Sybirze zebranych poprzez mrozy rowa. Ale dom ich — to właśnie tu.
się burta z burtą napotkanego statku ku wyspom Japonji i dalej do Polski To ta trawa placu ćwiczeń i szare
0 palca grubość wyminie rękę śmiałe- nad własne morskie wybrzeże. Od płótno namiotów i lazur nieba i prze-
go pływaka co buja po falach zatoki, Władywostoku przez Tokio do Wej- żyć wspólnych bogactwo i miłość bra-
końców wioseł nie trąci zbłąkanej sza- herowa prowadził ten zastęp dr. Ja- terska. To rodzina.
lupy — ręka pewna jak los, co rzuca kóbkiewicz. A kto spojrzał w tę pięk- Nie będę się wdawał w opisy. To łódź swoją w zamęt walki z wichra- ną prawdziwie męską twarz człowie- trzeba widzieć. To musi zobaczyć każ-mi, przebija bałwany z junactwem, od ka, co umie pogodzić umiar wycho- dy, kto mówi o wychowaniu nowego którego zachwyt oddech w piersi za- wawczy z junactwm watażki-harcow- pokolenia. Na międzymorzu helskiem piera. nika — ten już nie będzie szukał do- tworzy dr. Jakóbkiewicz nową rasę
• .. wodów trudów przebytych, cudów wo- obywateli świata, nowy gatunek po-
Nie sam to „Beniowski wyjeżdża lj j poświęcenia, bo jest w niej tyle laków, których owiał wiatr od mona fale zatoki i przedziera się z nich mocy, że ogrom tych trudów maleje, rza, których spaliło słońce, wysmagana zbałwaniony zielony Bałtyk. Za Tam, w tych odciętych brwiach, w tern ły burze — rasę silną hartowną, rasę
nim lub przed nim chwytają wiatr czole dumnem, w tych oczach rados- sprawną i dzielną, która się nie da
w żagle dwie dobrnę yole z trudem_____
dryf żelaznemi mieczami hamując.
Ciężka, wiosłowa (z żaglem) „Foka" pchana wytężeniem mięśni podąża również; na toni idą szalupy większe
1 mniejsze. Czasem śpiew na nich zabrzmi wesoły, idąc w zawody z fal ry- /
kiem, i wtedy zgodnie w takt jego uderzają wiosła, a gdy fala sztywnieje —
milczenie zalega — tylko wre praca, która jest walką o zwycięstwo, a czasem walką o życie.
A „Beniowski" jak ptak białoskrzy-dły tu i tam polatuje. Raz dumnie wyprostowany na zryfowanym żaglu kurs znaczy aż na widnokrąg sam wypływając, to znów oblatuje całą eskadrę koliskiem ogromnem, niby mewa, fal dotykając skrzydłami, i znów jest w jej środku. Gdzie takt wioseł się zmącił a łódź się zachwiała na fal skłonie, gdzie fok się „zaśmiał", gdzie grot należy zrefować, gdzie dryf uniósł za daleko żaglówkę — wszędzie jest junak dowódca — w zachlastanej koszuli
z włosem kruczym rozwianym, z tą ,.Lwów" i „Gdańsk" na rtdzit portu w Gdyni.
13