to wiem, ale wtedy nie bardzo rozumiałam, o co mu chodziło.
Braun w 1954 roku powrócił na kilka miesięcy do kraju z Korei Północnej i przyjechał odreagować do Krakowa, gdzie mieszkał w czasie okupacji. Dedykował mi kilka rewolucyjnych wierszy i wręczył spisane odręcznie w notesiku, który podobno otrzymał osobiście od Kim Ir Sena...
I wreszcie poznałam serdecznego przyjaciela Leszka Herdegena, literata, dramaturga i rysownika - jak się z nutką wyższości przedstawiał - Sławka Mrożka. Równo o rok młodszy, traktował mnie z całą powagą, można powiedzieć - z rycerskim honorem, jak swoją damę. Stawał kilkakrotnie w mojej obronie, gdy zaczepiali mnie namolni podrywacze, i zapraszał, z kwiatem w dłoni, na obiad do restauracji lub na tańce. Chociaż prawdę mówiąc... najczęściej to ja, z racji znakomitych, wyrobniczych dochodów, za te przyjemności płaciłam. No cóż, Sławek był urodzonym naturalnym artystą, czego zresztą, mając taką na swój temat opinię, nie ukrywał. On tylko tworzył. Nie znajdując czasami ujścia dla swoich myśli, wyciągał z kieszeni małe, pomięte karteluszki i rysował na nich przeróżne ludziki. Na przykład prześmiesz-ne krasnoludki, nieraz w bardzo zabawnych sytuacjach, i dopisywał swoim kulfoniastym pismem dialogi. Te banalne, ale radosne i inteligentne rysuneczki szalenie mi się podobały. Kiedyś powiedziałam o tym Marianowi Eilemu, którego znałam ze środowiska tworzącego się krakowskiego klubu jazzowego. Bardzo się zainteresował i tak nawiązała się współpraca. Redaktor Marian Eile - występujący na łamach w zależności od tematyki publikacji a to jako bracia Rojek, a to Krecia Pataczkówna, Lord Makaryn z Cedetu i Martin Nabiałek, czy mgr Kawusia i Mr. Salami Kożerski, genialny twórca i kreator „Przekroju” - natychmiast przygarnął Mrożka, z którego często pokpiwaliśmy. Że drągal taki... Czapla. Często cierpiał na gardło. Mówił bardzo cicho, a bywało, że przez parę dni nie mógł wcale rozmawiać. Porozumiewaliśmy się więc za pomocą specjalnego, wymyślonego na tę okoliczność syku.
50