914
MIECZYSŁAW MALIŃSK'
Gwałtownym ruchem rozwinął zwój. Czytał, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Litery biegały mu przed oczami. Nie był w stanie się skupić. Zaczynał jeszcze raz. „Chce, abym Go uwolnił” — powiedział do siebie. — „Tak jakby to ode mnie zależało” dodał gorzko. Tłum ryczał. Wtedy przyszedł mu do głowy szaleńczy pomysł. Ale chyba jedyny w tej sytuacji: biczowanie. Jeżeli Go zobaczą skrwawionego. Jeżeli zobaczą, do czego sami doprowadzili...
Dał znak, że chce mówić. Uciszyło się znowu. Począł mówić na pozór spokojnie, choć przerażenie w nim narastało:
— Ja w nim żadnej winy nie znajduję — powiedział wskazując na Jezusa. — A zatem ukarzę go i wypuszczę.
Zapowiadacze nie zdążyli ukończyć tego zdania, gdy rozpętał się szał na placu. To już nie było skandowanie, ale histeryczne wrzeszczenie: „U-krzy-żuj go!”, które przemieniało się w jedno potworne wycie. Piłat wstał i rzucił krótkie polecenie:
— Ubiczować.
Odszedł z tarasu. Był załamany. Właściwie czekał tylko na to, ażeby tłum zaczął szturmować pałac, żeby mógł w usprawiedliwiony sposób dać żołnierzom rozkaz zaatakowania. Niech się wywrzeszczą. Chciał ich zmęczyć. Niech ich słońce uspokoi. Może się rozejdą. Ale wiedział, że się nie rozejdą.
Wszedł setnik. Widać było, że z trudem powstrzymuje wzburzenie. Zatrzymał się przed nim i spytał:
— Dlaczego kazałeś Go ubiczować! Za co ? Wiesz przecież, że jest niewinny!
Wybuchnął całą złością, jaka w nim wzbierała:
— Bo go chcę ratować! Nie widzisz, co się dzieje?! Co chcesz, żeby doszło do masakry?! To jest ostatnia próba: wziąć ich na litość. Jak Go zobaczą ubiczowanego, może ustąpią. Przecież to ich Nauczyciel. A jak nie ustąpią, to jest koniec.
Widział, że twarz setnika coraz bardziej czerwienieje, że on jest chyba bliski płaczu. Przerwał. Setnik zaczął mówić urywanymi zdaniami:
— Panie, to nie są jego ludzie. To są słudzy świątyni... I motłoch uliczny... Kapłani spędzili ich na plac. Nawoływali... Pod pozorem, że chcesz uwolnić tego, kto mówił, że zburzy świątynię.
Piłat czuł, jak robi mu się zimno. Oparł się o ścianę. „Tak. Ja ich wciąż nie doceniam. Głupstwo zrobiłem”.
— To co teraz zrobimy? — zapytał nie czekając na odpowiedź. — Wydaj polecenie, ażeby przyprowadzili Jezusa zaraz do mnie. A może poczekamy? Może się trochę rozejdą.
— Nie, nie rozejdą się.
Piłat zaczął chodzić po pokoju.