EDYTORSTWO NAUKOWE 239
1945 r. i bilansuje osiągnięcia i niedostatki. Wreszcie występuje Markiewicz przeciwko nadmiernej dokładności w poczynaniach wydawców zauważając, że zbyt wysokie wymagania stawiane wydaniom krytycznym przynoszą więcej szkody niż pożytku: „Należałoby w wielu wypadkach uskromnić trochę założenia edytorskie, zrezygnować z perfek-cjonizmu, który podnosi znacznie koszty wydawnicze, wydłuża do absurdu czas przygotowania tekstu, a przede wszystkim — jednych w ogóle odstrasza, innych — wprowadza w stan niemożności” (s. 37). We wszystkich artykułach i recenzjach czytamy na ogół tezy odwrotne, tj. że edycji brak jakichś elementów we wstępie a także jeszcze kilku odmian tekstu oraz dodatku krytycznego, że w komentarzu nie rozpoznano wszystkich aluzji frazeologicznych i cytatów, że w transkrypcji trzeba było zachować a (pochylone) itp. Dlatego trzeźwy, umotywowany i. całkowicie słuszny głos H. Markiewicza nie powinien zostać pominięty.
Wnioski z dokonanego tu przeglądu dadzą się sformułować następująco: zasadniczą i najważniejszą rolę pełni wśród lektur z zakresu edytorstwa naukowego książka K. Górskiego. Jej brak czyniłby prowadzenie omawianego przedmiotu niemożliwym a przynajmniej ogromnie trudnym. Pozostałe pozycje nawiązują do Górskiego mniej lub bardziej twórczo. Spośród artykułów dotyczących edytorstwa trudno wybrać takie, które dawałyby ogólniejszy pogląd na sprawy, a nie zatrzymywałyby się wyłącznie na bardzo niekiedy cennej „filologii szczegółu”.