101
MALI BRACIA
i na lewo zależnie od potrzeb, i co tydzień stwierdzam ze smutkiem, ile rzeczy nie zostało zrobionych, które zrobić należało...
W tym całym hałasie, podnieceniu, popychaniu się, wzdycham do chwil, w których znajduję się przy kierownicy ciężarówki. Szoferka ciężarówki staje się dla mnie cela, w której znajduję trochę spokoju Górskiego i ciszy pustynnej, i skupienia trapistów...Czekam z niecierpliwością na jazdę szeroką drogą... Na autostradzie, tak jak na okręcie, życie duchowe łączy się z konieczności z życiem pracy (łatwiej o to na gościńcu, gdyż mija się kościoły co 25 kilometrów).
Ja bardzo odczuwam potrzebę bliskości tych ludzi, ale czy oni ze swej strony wiedzą o tym, że nie mogą niczego dokonać bez Jezusa, i że to właśnie Jego my chcemy wprowadzić do nich? To dziwne, ale ja dopiero tego lata zrozumiałem, dlaczego życie tych rodzin jest takie ciężkie, takie nieludzkie. Oczywiście, przyczyniają się do tego warunki ich życia i pracy, i to mnie przede wszystkim dotąd uderzało. Obecnie, chociaż nadal zdaję sobie sprawę z konieczności poprawy tych warunków, zaczynam w pełni rozumieć, na czym polega pustka ich życia, spowodowana zupełnym brakiem nadziei.
Z nastaniem wiosny znajduję tu kilka rodzin rozbitych, znajduję nowych chorych, a także tragedie spowodowane wojną w Algerii. Większość z wyczerpania nerwowego staje się zdolna do najgorszych rzeczy. W ogóle stoi się nieraz wobec sytuacji nie dających sie rozwikłać i jest się bezsilnym wobec rozwijających się wypadków. Przypomina to kule ze śniegu, które spadając przybierają na wadze. Aby otrząsnąć się z tego, trzeba wierzyć w coś, co jest wyższe od życia codziennego, trzeba wierzyć w coś trwałego, trzeba wierzyć w Opatrzność, w miłosierdzie i w przebaczenie, wierzyć w miłość Boga, który nas kocha.
Sympatia, poświęcenie, to łatwe, zwłaszcza w takim środowisku. Wiara nie jest wygodna, zwłaszcza taka, o której mówi ojciec de Foucauld: -wiara uczy patrzeć na wszystko w innym świetle, wiara pokazuje Boga w każdej rzeczy«. W tej to głębinie trzeba umieścić naszą przyjaźń dla naszych towarzyszy.
BOLESNY FAKT (w wielkim .mieście we Francji!):
Przed trzema tygodniami rodzina z pięciorgiem dzieci została eksmitowana. Trzeba było szybko się zdecydować, bez możności zasięgnięcia rady, trzeba było postąpić według własnego sądu. Na rozum biorąc, nie powinienbym był im odstąpić któregoś z naszych pomieszczeń. Ale nie mogłem im odmówić. Zainstalowali się więc u nas i mowy nie ma, by się stąd wyprowadzili. Ale widać, że Pan Bóg dobrym okiem na to patrzył, gdyż nazajutrz znalazłem mieszkanie zamienne, w którym nikt inny nie zdecydowałby się zamieszkać, ani nawet postawić tam nogi”.