6931257391

6931257391



4


6.XTT. - GŁOS POLSKI. — 197.5 r.


Nr. 334


MOSKWA. (CEPS). Karabozcwski umarł na zapalenie płuc, ticząc lat 75. Z knicni-om zmarłego łączy arę jedna z najwspanialszych kart sądownictwu rosyj-akiogo. Nietyiko rosyjska, ale i światowo które będą "nosiły zupełnie odmienny cha- op^ ujmowała się żywo procesem braci SkJtskich, proce*cm Bej&a, Srnmkrna i wiciu innymi w których N. P. Korabczew-ski był przedstawicielem adwokatów ro-


JOLANTA MARES-

Włamywacz

Aleksander Cle w mg wierzył święcie, iż mena na śwżeci* kobiety, któreby mu się potrafią oprzeć. Dośychcsoa iatotoic udawało mu atę zawsze zdobyć każdą, na która padł jego wybór, pokoiwć jej opór i wszelkie inne prrceaskody.

Aż natrafił na Ilcdde Hofiaten. Jaj szczupła, chłopięca figurka zwrócźła natychmiast jego trwogę, reszty dopełni jej wielkie, ciemne oczy, w obramowaniu ja-anozłotyca loczków fryzury chłopięcej. Pier wszy raz w życiu AleksanJ/r doznał *cgo uczucia dziwnej alt erach i podn eecnea, któ rc. czuł to, było czerni więcej, niż tylko chęcią zdobycia „jeszcze jednej", a którego możliwości u rżeb:e dotychczas zaprzeczał. Oczywiście, tylko wobec samego siebie. Gdyż w obcowaniu z kobietami miał zawsze w pogotowiu całą skalę uczuć, którą oporował po mistrzowsku.

Na mzic jednak Hcdda Holsten oparła wszelkim jego żaku*om. I nie był to jedynie manewT pozorny. Czuł, że tym razem natrafił na opór poważny i stanowczy.

„Kocham mego męża", oświadczyła mu wręcz.

..Czyżby?" — zapytał zdumiony. „Ależ w takim razie łaskawa pani stanowi naprawdę wyjątek, dotychczas bowiem spotykałem jedynie kobiety, których mąż nie rozumiał, a małżeństwo nie mogło sądowo!-nić".

„Nic należę do tych kobiet i spodziewam rię, że pan zechce nie zapominać o tem na przyszłość". 7. temj słowy odwróciła s«> i odeszła zostawiając go famego w pośrodku salonu.

Aleksandra ogarnęło bezgraniczne zdu-m:en}p. Lecz tylko na chwilę. N:<* i jeszcze PB z nie! Nieprawda, niema wyiątków Ni-ćdy nie uwierzy w niezmienność jej uczuć dla męża. ani w stałość wierności małżeńskiej.

• • •

Hcdda Hol*len przekonała rię. żc nic lak łatwo pozbyć się dżentelmena. nawykłego 4bfychcxas do łatwych zwycięstw i zdobyczy. Narzucał jei się wszędzie: w teatrze, no zabawach ptibł-cznych, czy w domach jprywrleych — gniewało ją to z początku, później hołdy jego zooaSa cżczp&wśe acz


ayjskieh. Cala prara ro#y>s-ka podawała szczegółowo każde wystąpienie Karab-czcwekiego. Mowy jego charakteryzowała • wzruszony i we wspaniałej mowie poże-ogromn* elegancja formy i zdolność oru- l gnał na zawsze swoją działalno** dyoji, będące dowodom ogromnego wy- |


Zgon obrońcy Bejlisa

adw. KarabczewsKiego


obojętnie. Wreszcie począł ją bawić jego upór J wytrwałość. Aleksander już tryumfował. Jednak, widząc błysk tryumfu w jego oczach, zmroziła go natychmiast:

„Tą. swą pewnością jryycięttw* wybawia się pan tylko na tmakmńoH w mych o-cz*ch. Radzę panu zrezygnować. traci pan tyłko era* naprófno".

„Dotychczas zawsze osiągałem swój cel. łaskawa pani, to też nie zrezygnuje z rwgo i tym razom".

„Jak non uważa".

I w dalszym ciągu roorifa lego ho*dv. Była <fla niego uprrejmn. jok j cfa łnnych, raz przyjęła od niego parę róż, a gdy ianym razem, całując ią w rękę. Mibłądził wetami nieco wyżej, drgnęła wprawdadc. leccc nic rzekła nś słowa.

No joaźurefcśe, vrr£reł prrccfc, żc >ad-na mu’się oprzeć nic zdoła. Lecz. gdy ią zapytał nozańitrz, ozy odwzajemnia jego u-czucia, odrzekła:

,J^4gdy nuć pokocham pena, gdyż cerce moje nakdy do męża. Ale współczuję z panem • dlatego znoszę pana przy sob-lc".

Ah, wsoółcziicie. Aldksarndcr znów bry-umlowaŁ \Vsoółczude łc«t tym pomorem, który prowatHji do ra.łośct.

Hcdda spojrzała na zegarek. Bądź co bądź było to nieco lekkomyślnie z jej strony tego dofiiż.iiftoa przyjmować u stebiia, gdy nikogo nic było w domu. Wśród stosu poduszek leżała w lekkiej sukience jedwabnej na szeskrogu. Obok stojąca wysoka lampa rzucała na nkgo matowe światło z pod futurystycznego nbażura. Reszta pdkoiu łatała w cieniu. Firanki zapuszczone, hałas uLcv n:c doc;*«eał do solor-ku.

Nagle — dzwonek w orzcdookoki.

Otwarła i Aleksander Cłevir.g wszedł do pokoju z sarlcaatyerrvm nieco uśmiechem, pochylił ńę nad je* dł<Wą, pocałował ią w koniuszki nolców i nagłe wp-ł się ustami w jei ramię.

„Panie Aleksandrze, zechce pan me zs-pomłnać, że to tylko litość i współczucie dla pana skłoniły tneóe. i zgodziłam się przejąć pana sam na sam".

Współczucie! Sarkastyczny uśmiech na twarzy Gevinga poglębł wę. Współczucie, to już m#ość.    pani wrcazcic

porzuci ten twój opór, sama pa.m wie raif-tcpócj. że to tyfto szoracceka słów”.

„Zaez>m-am żałować, że przyęłam pcun" — i usiadła na kozećcc.

Aleksander zajął miejsce na krzerełku


Bomba Steigera v ybuchła bez zapalenia

PasternaKówna iest histeryczną—O powtórną rewizję loKalną- Zeznania Olszańshiego

mógł napisać albo wielKi poeta, albo... sprawca zamachu


Telefonem ze Lwowa od specjalnego wysłannika „Głosu Polskiego'*

PRZEMÓWIENIE DR. GREKA,


kształcenie prawniczogo. Ostatnie lała swego życie opędził Karabczewrkł w Rzymie. Na emigracji żył ten sławny niegdyś i bogi ty człowiek w wielkiej nędzy. Na obczyźnie napisał on książkę pod tytułem:

„Co widziały moje oczy", kióra obejmuje cenne wspomnienia z 50-letniej driałaho-łd adwokackiej a^rtora. Jerze ze w ubiegiem roku obchodził wielbiciele Kerab-cacwskiego w Paryżu pięódziesuęciolecie

jego pracy. Karabczewriri dziękował |    * Wiednia, którzy go scharalcle


mnk o wdarcie dia i&kicjś biednej rodzi- , by połamał ręce i oogr*. ny — gdy cbratam dobyć nieciędzy z tx>- j


Punktualnie o gockinie 10-ej przewodniczący otwiera pooiicdzenle i oświadcza, że trybunał przyjął wniosek obrony co do przesłuchania świadka, ojca p. Orlic-kie}, dr. Kobna z Równego, oraz co do

£rzcc*ytania aktów procesów Paricrna-ówny. któro mają stwierdzić, te jest ona historyczka.

Pozostałe wnioski trybunał postanowił odrzucić.

Następnie przewodniczący odczytał akta procesów Pasternakówuy, z których wynikało, te Paaternakówna rzeczywiście jest bardzo nerwową 1 hiateryczką. Wreszcie zeznaje świadek DR. KOHN

wezwany telegraficznie z Równego. Opowiada on, te córka jego 12 września przyjechała do Równego, Początkowo nic nie opowiadała, gdy* było zdenerwowano sprawami rodzinnemi.

W czasie «ądu doraźnego, opowiedziała te podczas zamachu znajdowała się oa balkonie „Cafe dc la Paix" i widziała jak leciała w powietrzu bomba oraz broniowy rękaw i rękę, która bombę rzuciła Przewodniczący! Dlaczego p. Oriłcka nie zgłosiła lię wcześniej do sądu?

Swiadeki Była wówczas zbyt zdenerwowana, lecz jej -ąt powiedział rodzinie Stcigcia. te w razie potrzeby zgłosi się on* jako świadek.

Przewodniczący! Czy córka pana mówiła prawdę?

Świadek! Moja córka ieet zawsze prawdomówna.

Zabiera głos dr. Landau. PRZEMÓWIENIE DR. LANDAU.

Chcę zgłosić cały szereg wniosków.

rakter, niż poprzednie, które zostały odrzucone.

Uwalam, żc zeznania Olazańskiego są najważniejszym punktem w procesie, a są one złośliwie bagatelizowane przez p. prokuratora, który twierdzi, że OlszaAski przyznał się dlatego jedynie, by otrzymać prawo azylu w Niemczech. Są również ludzie, którzy twierdzą. tc Olazaóski jest przekupiony.

Nie rozumsem, czemu zamyka alę oczy na prawdę.

Łamaliśmy sobie dotychczas głowę nad wyglądem bomby i ruchem ręki zamachowca. Teraz wiemy to wszystko dokładnie. Proponuję więc zrobić znowu lokalną wizję na miejscu zamachu, ponie-wat istnieją przypuszczenia. te sprawca stal na iezdni, a Olrzański zeznał, tc stal na chodniku. Należy się przekonać, czy x tego mielącą motna rzudć bombę.

Przewodniczący ogłasza przerwę.

Po przerwie zabiera głos prokurator.

PRZEMÓWIENIE PROKURATORA.

Dr. Landau zaznaczył, te nic wierzy się zeznaniom OUzańskiego. Nie mogę pojąć dlaczego lak twierdzi, gdyi ja tego nie mówiłem. Co się tyczy wniosków o-brony, pozostawiam jc decyzji trybunału, chociaż zaznaczam, tc jestem >m przeciwny.

Popieram wniosek kolegi dr. Landau'a. Kolega mój — mówił tu o podejrzeniach, it Oljzański jest podkupiony. Wiemy, te niektórzy tak przypuszczają.

Lecz nie spotykało się w rocznikach sądowych taldcgo faktu, by w politycznym procesie, ktoś fałszywie przyznawał się do nicpopcłnioncj winy.

Należałoby zbadać kim jest właściwie Olszeń*Vł, a późnie? dopiero moinaby o nim ładzić. Ja trwałem, te za zabicie srw rfi* irożt prędze? powalać w człowieku chęć zemsty r;ż za numeru* clau-sua. jak to zarzuca :a Stcigerowl

Kaźdrr. z obi-oóców ma *wój system obrony. Gdybrn* fą miał wygłosić mowę obronną, mówił bym *yIko o londc, gdyż jak wiedetno hoirha, którą ntooono miała lont. beat zepalcrtfa którego nie wybuchłaby-

Nikt zc łwfadków oskdfricoi* nie wt-olxA. „Słwa. tylko słowa, mola słodka u-wiaflbiana łleddo"..

„Więc pan jest przekonany, żc muazę

pana kochać?"

„Alei pani już sśę poddała. Czyżby inaczej zechciała mn«e pani prr>łjać późnym wieczoirem, gdy mąż pani wyjechał? Służbę pani zwolnią, ten r»f !rok»vry buduar, pani za>Vrja. lekka toaleta — Hcddo — to wszystko przecież dowodri —" i pochylił się naprzód, szukając jej oczu.

Spuść?* głowę w poczocśo swej wim*. Nagle jednak gwełtownóe odrzuciła ją w tył. „A mfeno wszystko jco! pan w błędzie".

„Nie nie — »c mylę rę". W>«ciątfnął ku niej ręce i ujął leć ramiona, chcąc ią przyciągnąć ku sobie.

Źręcznśe wywinęła rfę z jego obfęcia. Zaaón jednak zdołał ponowić próbę, wzdrygnęli się oboje. UmiUclL Z przedpokoju słychać było dokładnie, jak ktoś o-twiera i zaów zamyka drzwi wchodowe.

..Proszę mnie puścić!"

.Ani mi w głowie", rozeimktł się i uk-lowni ją pocałować.

»N« małość bodtą", ozepnęta Hcdda. to mój mąż — zabójc tnuLe, gdy poaa ta za-•lAnae".

.ifiechż* mrie pani gdzie deryje! Prędko, prędko..." Lecz Heddn n osłuchała go. Głośna zaczęła wołać: „Na pomoc — na p moc — dodzśeśe —". Srybkim ruchem zdrjria z szyi kolię perłową i wsunęła ią Ał«ksendro\vi do kicozeoi emokmga. On nie zauwróżył tego nawet. Stół, jak skamle, niały. n!e ważąc się ca naknaaejsry ruch. czy słowo.

„Pn-n mn» napadł — *łvszy pan — jc*t pan złochdoiem". «zeołela Hedds gorączkowo. poczem znów zaczęła krzyczeć: „Na pomoc — na nomoc —“ i wyczerpana padła na krzesło.

Drzwi otworzyły rię gwa ^owire do pokoju woadł Jerzy Holsten. Hrdda zerwała rę, podbiegła ku niemu, zarzuciła m«i ręce na ramiona, tłumacząc syt^iacię: „Napadł mnie — wsaął md naszyjnik perłowy —■ a teraz chcicf wtargnąć do aypiolm — całe szczęścił, żeś się pojawfł — ale — skąd — ty tutaj?

„No dobrze — aic — jak —7“

„Jak dę tu dotlał? Berła ma wychodne — byłoni «umn w domu — pewno wjedsiał o tem — zadzwonił, otwarłam — prosił !

dział, jak S*eśgcr zapciał lont, widzieli, tek twierdzą przynajmniej, że wyciągnął tsa bombę s Ucozoni i natychmiast rzucił.

Ne te| tylko podstawie żądałbym uwolnienia S! erg era.

Obrona pracuje zupełnie bezpłatnie t przyznać należy, że bardzo ciężko, w ciągu wiciu tygodni.

Precujomy wszyscy dlatego, że jesteśmy przclioaumi o oSewinncńęi Steigera.

DR RYNGEL.

Gdy czytamy zeznania świadków widzimy w zczziasłarh Ini Kutma, p. Fran-CTr>yw<'i, oraz p. Orlickfej zupełną Identyczność Ink tu, źc widzieli bromowy rękaw.

W anoolmorwym liścia do „Chwil?* nadirfccśa się, źe sprawca zamacha chciał użyć również rewolweru, co zgadze się * zcrrnm'ami Ol sońskiego.

Następnie dowiedzieliśmy się, że aa kilka dni rrzed zamachem trupa aktorów id. mińskich w Przemyślu m?a!a zamiar o-degrać jokaś sztukę, w której Otezań&ki miał tytułową rolę.

Wskutek iego nagłego wyjazdu do

Lwowa, przedria w'mt* było odłożone.

W zeznaniach Olezańrkiefo wszystki* drrbiez-gi «ą tak dchładnię opisane, że nie można wątpić w ich rzeczywistość.

Tak p»ać mógł tylko wielki pisarz w rodzaju Żeromskiego lub człowiek, który to wszystko przeżył.

Dokładnie opisuje on, iak długo rzukał miejsca z którego chciał dokonać zamachu, a w tvm czasie Steiger siedział bitirzc i redagował dziecinną gratulację dla twego szefa.

Po przemówieniach obrońców przewodniczący odczytał szereg protokułów świadków, którzy nie przybyli na procca oraz zeznania kolegów uniwersyteckich ryzowali

0 godznnło 3-ej przewodniczący przerwał posiedzenio, odkładając ciąg dalszy na poniedziałek, na godzinę 10 rano.

rebld — rzucił sśę nagle na mnie. — A wyglądał lok przyzwoicie —".

Clcving nie odezwał się id słowem. Zdumiony patrzył na tę kobietę, która gorączkowo wyrzucałe z tiobie słowa, piętnujące go na zlodzueja.

„Aha, więc dieołeimen-włamywocz". Holsicn zsunął z ram jer.* ręce żony i usunął ją na bok. poczem poszedł do C1cvinga 1 wpatrzył się weń przetzŁKwie. „Pan chcbł !u dokonać naoedu rabimkowego — i — gdybym ałę rrfc był zjowłł--Sta

nął tuż przy nim. „Czy szło panu wyłącznie o pier^ądzę i hśżulcrję?"

Z zaciśniętych warg Clcvmga dobyło się: „A o cóżby zresztą?"

„CzyH jest pan całkiem pospolitym zło-dzDelem?"

Sztylety .«pojrzeń padły nańńorw na mężczyznę, potem na kobóótę. W miłowaniu wjo-jzzył rnmionainL

„Heddo", zwrócśS sdę Holslen do żony, „zatelefonuj po policją. Pan zasługuje na korę. Przez mój nie^rzewidrfany powrót dosnło tylko do umiłowanego włamania. Kara pańr&a me bęctóc zatem zbyt ciężka. A teraz poproszę pana o naszyjnik".

„Jaki naazyżdk?"

„No, przecież żon* moja twierdzi, że pan skradł jej naszyjnik? Gdzieś go pen przecie musiał rchownć.

Teraz CłcvVng orzypomnaał sobie nich Hcddy. Sięgnął do kieszeni smokinga. „Pro *zę paca" j położ>4 naszymik na stole.

Ifeddn, która u^szła b>da do pokoju, wróć'•■a do buduaru.

„Tełcfoncm-ałaś?"

Skinęła głową w milcreokl.

C!ev?ng drgnął. „Czy pan naprawdę chce mnie kazać aresztować? Przecie oanu nic nie zabrałem". Podszedł hil do Holstena-

„?c tnk się nic stało, to nic pańska zasługa".

CtcvVig zniecfcrpKwiony wzruszył ra-nronaTni. — „Łaskawa pani —"

„Jeżeli chce pan wvdo*t*ć się oknem — proszę — na ichodnch mógłby pan natknąć się na pe-Mcję". Hohtłn wskazał ręką otwarte drzwi do przyległego pokoju.

Ledwie wyrzekł te słowo, gdy Cłeving znJkł. Hnt*'on z żoną słuchał* w naoiecłu. Do^r-^It ich głuchy odgłoa skoku i *cybko oddoś»ącvdi rię kroków.

„Szkoda, że mse^skamy tak n>ko“, żn-knrd Hciaten ’ : v ■« ~-iraci aatngujc

PrzcŁ Mar. T.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0 6 xn. — GŁOS POLSKI. — 1925 r. Nr. 334 0 6 xn. — GŁOS POLSKI. — 1925 r. Nr. 334 Felicja
it war. - GŁOS POLSKT — 1925 r. Nr. 334 Sfov. fabrykantów Przemysłu Włók. w £odzi Zachodni*
ł 6 XTT. — GŁOS POLSKI. — 1925 r. Nf *54Sens Locarna i Londynu BERLIN. 5 grudnia. (PAT). W całych Ni
8 «.m - GŁOS FOLSKT. - 1925 r.Nr. 334 Dobite Łodzianin, p. Mieczyilaw Winter. »Vort-ezył wydx:ał
rvr. 334 cm - GLOS POLSKI. - 1925 r. rvr. 334 cm - GLOS POLSKI. - 1925 r. 6J0I.ZS. Odpowiedź, na osz
t 12. V - GŁOS POLSKI- —1929 Nr. 12*Abisyńja rajem dla kobietStara tradycja respektu dla płci niewie
1. TT. - GŁOS POLSKI - 1925 r Nr. 59O eksport na WschódZapowiedź ożywienia stosunków handlowychpolsk
M t. n. — GŁOS POLSKI — 1925 r Nr. Od 10*/* do 28* zniżka cen. Płótna, wyroby dziane I pończosznicze
* t TT. - GLOS POLSKI - 1923 r Nr. 50 r#>/< TOMASZ WEHRGODZINA7a r*rlSZCZĘŚCIA V, Przelot
n !. II. - GŁOS POLSKI - 1925 r Nr. 59 n !. II. - GŁOS POLSKI - 1925 r Nr. 59 Samobójczy s
K ?jna DIALEKTY POLSKIE78999 197 Najwyraziśeiej chyba zaznaczała się nosowość wygłosowego -n na klą
nr. >79 B.V - . GŁOS POLSKI" -1929 S Dzifc W.
Nr. i29 12.V - ..GŁOS POLSKI" - 1929Smdaliczna gospodarka Kasy ChorychSprostowanie, Które nic n
C MUZUŁMANIERZECZYPOSPOLITEJ Glos polskiej społeczności muzułmańskiej Nr 1 (16) Rok 1435/36-2014 (V)
*    Drachal Halina. Po maratonie // Glos Nauczycielski. - 2012, nr 22, s. 6. Język p
Nr. 59 I n. — GŁOS POLSKI — 1925 r 2a- wcoawDO, na oanmcnc w «•.
Nr. 59 f TT. - GLOS POLSKI - V>25 rTRZYDZIEŚCI LAT KINEMATOGRAFU Początki kina — 900 zdjęć na min
GOLDBERG A. — GOLDBERG S. Głos 1900—1905 sza historia literatury polskiej. 1901    nr

więcej podobnych podstron