wszechogarniającej niesprawiedliwości na świecie, który staje się coraz mniejszy w sensie możliwości przestrzennych, ale równie odległy i obcy w momencie, gdy pragniemy go zrozumieć i sprawiedliwie urządzić.
W tym miejscu sygnalizuję jedynie ten temat, który domaga się odrębnego studium. Nie mam jednak wątpliwości, że teodycea XXI wieku, pojęta jako opowieść o tym, jak dochodzić do dobra wspólnego opartego na uniwersalnej etyce, o jakiej marzył jeszcze Kant, swój początek będzie brała z daty 11.09.2001. To jest mityczny punkt wyjścia refleksji nad tym, jak radzić sobie w świecie, w którym ukryć się nie sposób, żyć osobno nie sposób, i w którym logos i mythos — jak w palimpseście — odsłaniają nam, warstwa po warstwie, własne oblicza.
Zacząłem od Gadamera, i na Gadamerze zakończę. Pisze on tak: „Utworzenie pojęcia »język« zakłada uświadomienie sobie faktu, że się mówi. Jest to jednak dopiero rezultat pewnego ruchu refleksyjnego, w wyniku którego człowiek już nie tylko mówi, lecz nabiera dystansu do tego, co mówi. Właściwa zagadka polega zaś na tym, że w rzeczywistości nigdy nie potrafimy tego zrobić do końca. Myślenie o języku nigdy nie jest w stanie wyprzedzić języka. Możemy myśleć tylko w jakimś języku i właśnie to zadomowienie naszej myśli w języku jest tą głęboką zagadką, którą język stawia myśleniu” [Gadamer, 1979: 50].
Czyż nie taką propozycją myślenia o świecie i języku, w jakim daje się on wyrazić, jest antropologiczna konceptualizacja świata? Także i ona, w duchu Gadamerowskim, poucza nas, że porządki logos i mythos są nie-rozdzielne, bo myślenie o jednym z nich nie jest w stanie wyprzedzić obecności drugiego. Mówienie zaś o drugim dokonuje się w terminach pierwszego. I tak funkcjonuje kultura jako universum symboliczne. Przyjrzyjmy się mu teraz od nieco innej strony.
*
Ma z pewnością rację Zdzisław Krasnodębski, zauważając, że gdy mechanizmy gospodarcze zacinają się, gdy instytucje źle funkcjonują, gdy polityków zaskakują nowe wydarzenia i konflikty, i w ogóle świat wygląda inaczej, niż oczekiwano, sięga się po kulturę. Czyni się tak w dwojakim celu: „aby — zależnie od okoliczności — dostarczyć wyjaśnienia dla istniejących różnic i konfliktów lub wskazać źródło solidarności mogącej je przezwyciężyć. Kultury można przy tym używać jako obosiecznego argumentu, gdyż z jednej strony łączy ona ludzi, a z drugiej — łącząc ich, wyodrębnia i oddziela od innych” [Krasnodębski, 1996: 167]. Posłużmy się, tytułem wstępu, dwoma przykładami, które w dalszej części rozważań
124