postać przedstawień monitorowych, o tyle cechy szczególne fazy trzeciej mają dalej idące konsekwencje. Zacytujmy najpierw autorskie ujęcie Chyły. Powiada on, że chodzi tutaj o „wytwarzanie mobilnych podmiotowości użytkowników tych maszyn, kreowanie pseudo-środowisk jako kwadrantów naszego zapośredniczonego doświadczenia, a zarazem naszego współdziałania z nimi, czego efektem jest nieustanne konstytuowanie się ponadindywidualnych »inteligencji zbiorowych«, wirtualnych wspólnot — powstających w wirtualnej koegzystencji zawsze nieobecnych z zawsze nieobecnymi; tożsamość podmiotu, poznającego przedmiot poprzez techniczny układ jego symulacji, staje się w nieunikniony sposób efektem owej symulacji, nawet jeśli dokonuje się ona w układzie interaktywnym” [Chyła, 2000: 178].
Dzięki trwałej materialności zapisu słowo „śladuje” znaczenia w znacznikach — tak dzieje się w każdym tradycyjnym tekście. W maszynach tekstualnych słowo musi być wszakże podporządkowane przedstawieniom niematerialnym — audiowizualnym i multisensorycznym. „Czytanie” zamienia się w „żeglowanie”, podobnie zresztąjak samo pisanie, które staje się grą możliwości. Język przybiera kształt komend, które — jak w magii — wyczarowują kolejne obszary, teksty, sztuczne środowiska. Wprawdzie wszystko zdaje się być natychmiast dostępne, ale słowo zostaje upodrzędnione i pozbawione dotychczasowego autorytetu — rewolta „przeciwko autorytetowi słowa (którą kultura maszyn tekstualnych niepostrzeżenie wywołuje — nie eliminując słowa, a tylko umieszczając je w nowym, techniczno-medialnym kontekście) opiera się zatem na nie dającej się dostrzec mocy i potędze: na wywłaszczaniu podmiotu z jego władzy przedstawiania”. Dalej Chyła jeszcze wzmacnia swój sąd: „Następuje powszechne wywłaszczenie z samodzielnych władz zmysłowych i umysłowych podmiotu, z jego władzy sądzenia, z władzy myślenia własnych przedmiotów myśli z pomocą własnych ich mentalnych przedstawień i komunikowania ich innym w samodzielnie tworzonych i emitowanych materialnych przedstawieniach — w wytworach pracy ciała” [Chyła, 2000: 180]. Czy takie jest rzeczywiście oblicze żeglugi informa-cyjnej po oceanie technologicznym? Czy faktycznie słowo uległo degradacji w powyżej przedstawiony sposób?
Niewątpliwie życie w kulturze nowożytnej, czy wręcz już ponowoczes-nej, tym się charakteryzuje, że nasza naturalna percepcja świata jest zapo-średniczona przez różnorodne systemy komunikacyjne. Na co dzień coraz większej rzeszy ludzi towarzyszy to, co zwie się teleobecnością. Oznacza to, że muszą oni doświadczać dwóch odmiennych środowisk jednocześnie: środowiska fizycznego, w którym się w danym momencie znajdują,
J
140