Jak wiadomo, pojęcia kultury i języka pozostają ze sobą w ścisłym związku. Nie miejsce tutaj na rozwijanie tego wielkiego zagadnienia, przyjmijmy tedy — za Edwardem Sapirem — że język stanowi „przewodnik" po rzeczywistości społecznej, ergo — właśnie kulturze [Burszta 1986], Skoro tak, to wizja społeczeństwa, w którym dokonała się rewolucja informatyczna, społeczeństwa przesiąkniętego medialnym przekazem, gdzie nie odróżnia się kopii od oryginału, gdzie czas i przestrzeń tracą swą dotychczasową współzależność, wreszcie — społeczeństwa, które zastępuje relacje podmiotowe stosunkiem podmiot--przedmiot, wszystko to winno mieć swój odpowiednik w nowej wizji
t 9
języka, w nim się, jak w soczewce, odzwierciedlać. Śmierć dotychczasowych kulturowych pewników to jednoczesna śmierć języka, jego semantyki przede wszystkim.
Słyszymy jednak często, że nic takiego się nie dzieje. Upewnia nas w tym zdrowy rozsądek — ludzie rozmawiają ze sobą (może mniej niż kiedyś, ale jednak), kiedy proszę w sklepie o „but nr 42”, dostaję odpowiedni przedmiot; trwają procesy edukacyjne, w których nadal podstawową rolę pełni słowo, drukowane są i czytane książki. Słyszymy też, że nie ma oznak „końca” kultury w takim sensie, jak sugeruje to choćby Bau-drillard. Tę pewność, że kultura i język może i rozwijają się w niezbyt korzystnym dla człowieka kierunku, ale świat mimo to trwa i można w nim znaleźć stałe punkty orientacyjne, wyraża choćby książka Clifforda Stolla. Możemy w niej doszukać się takiego poglądu o wyższości życia off linę nad iluzorycznym bytowaniem on linę: „Jestem załogowany do America Online, gdzie sieciowe pogaduszki są swobodne i niezobowiązujące. Najpierw zaglądam w miejsce publicznie dostępne — do holu. I oto na moim ekranie pokazują się jednolinijkowe wiadomości od dwudziestu osób o takich imionach, jak Aztec Kong czy Yetta Notha. Rozmawiam z obcymi ludźmi, nie spotykając się z nimi. Mogłem się połączyć z nastolatkiem mieszkającym przecznicę dalej lub z emerytem z drugiego końca kraju [...]. Realne kontakty międzyludzkie znacznie jednak przewyższają doświadczenia sieciowe. Elektroniczna komunikacja jest błyskawicznym i iluzorycznym kontaktem, którzy stwarza pozory bliskości, lecz brakuje im emocjonalnego zaangażowania koniecznego do nawiązania bliskiej przyjaźni” [Stoli, 2000: 32]. A więc nie grozi nam — jak powiada w swoim języku Chyła — kultura jako wirtualne współistnienie zawsze nieobecnych z zawsze nieobecnymi za pośrednictwem komputerowego ekranu?
Myślę, że pytanie można zadać inaczej. Wróćmy więc do zagadnienia, które postawiłem na początku. Czy język hiperrzeczywistości koniecznie implikuje hiperrzeczywistość języka?
143