tak się właśnie dzieje, po sokratejsku pojętą funkcję majeutyczną, pobudzając refleksję nad tym wszystkim, co umyka takiej refleksji w zwykłym „robieniu etnografii”.
Poniżej proponuję próbkę takiej postawy w odniesieniu do paradygma-tycznego pojęcia antropologicznego, jakim jest „podróż”. Jest to jednocześnie swoiste „uzupełnienie” i dekonstrukcja moich rozważań zawartych w książce Czytanie kultury [Burszta, 1996: 131-160], w nieco innej zresztą stylistyce.
*
W przestrzeni naszego życia codziennego czas wydaje się niewzruszony, nie możemy od niego uciec, oderwać się od widzenia świata w jego wymiarze temporalnym. Bycie w miejscu boleśnie uświadamia, że czas płynie nieubłaganie i w jednym tylko kierunku. Monotonia miejsca jest także monotonią czasu kruszącego możliwości doświadczenia czegoś, co jest wykroczeniem poza moje codzienne „tu i teraz”, ten oto krajobraz, te oto osoby. Każda podróż jest przeciwstawieniem się poczuciu utraty czasu, gdyż podróżuje się w teraźniejszości. Podróżowanie ma paradoksalny status, jest bowiem zarówno zanurzeniem się w innym czasie, jak i próbą ucieczki od czasu zwykłego, oszukiwaniem tego ostatniego, zatrzymywaniem jego nieuchronności, zaprzeczeniem bezwzględności jego wyroków. Pisać zaś o podróżowaniu to zawsze pisać o sobie, o własnych obsesjach, stosunku do świata, zmienności jego obrazu, to rozważać cechy innych ludzi, zachwycać się i brzydzić, wreszcie — pisać o własnej tożsamości skonfrontowanej z tym, co jest dla niej wyzwaniem, co jest poza mną 1 moim domem. Także poza moim czasem codziennym, indywidualnym. Migdy nie dowiemy się pewnie, co gna nas ku wędrówce. Może to właśnie, 2c na końcu każdej z nich i tak odnajdujemy siebie, jedynie w nieco innych dekoracjach? Siebie — czyli innych?
Zatapiając się we współczesną literaturę z kręgu teorii i praktyki podróżowania, spotkamy powszechnie się w niej pojawiającą opinię, że cza-SV podróży prawdziwej należą już do przeszłości. Chodzi, rzecz jasna, 0 przemieszczanie się w sensie fizycznym, a nie o podróż intelektualną, Jako że dla tej ostatniej stan współczesnego orbis interior; postrzegany 2Wykle jako niedoskonały i, paradoksalnie, coraz bardziej obcy, stanowi doskonały pretekst do wędrowania po historii kultury oraz innych świa-tach nie naznaczonych jeszcze piętnem masowej turystyki, zachowujących swą tajemnicę i urodę dla wybranych. Tak ma się sprawa z piękną książką Claudio Magrisa, Dunaj, która zaczyna się takim oto wyznaniem: