Do tej pory mam w domu dyskutowany w uczelni tajny referat Chruszczowa wygłoszony podczas XX zjazdu KPZR na lemat zbrodni Stalina. Byłem w tym czasie w kontaktach z niektórymi kolegami ze studiów, którzy pozostali na uniwersytecie w Warszawie. Tak się złożyło, że w szczytowych dniach Października przebywałem w Warszawie, gdzie odbywał się pamiętny walny zjazd Polskiego Towarzystwa Historycznego. Nie byłem delegatem, więc mogłem uczestniczyć w wiecach na Politechnice i oczywiście raportować systematycznie „swoim”, co się w kraju dzieje i jak daleko od Warszawy są radzieckie czołgi. Informacje te stale przekazywane były do kolegów w Krakowie - ich odbiorcą był m.in. wykładowca ekonomii politycznej, nasz starszy kolega - Juliusz Jasieński. Dopiero wtedy dowiedziałem się, kim był pochodzący z tej samej rodziny Bruno Jasieński.
To ówczesny rektor WSP, prof. Wincenty Danek, zmieni! mi, na wniosek prof. Józefa Garbaci-ka, wystawiony w czerwcu 1956 r. ministerialny nakaz pracy do wiejskiej szkoły w Opolskiem na asystenturę w Krakowie. Rektor umożliwił mi zdobycie w Magistracie nakazu kwaterunkowego na pokój (przechodni!) przy ul. Loretańskiej, który używaliśmy wspólnie z Feliksem Kirykiem przez kilka kolejnych lat. Już jednak w zespole młodszych pracowników naukowych finalizowaliśmy formalności związane z budową spółdzielczej kamienicy z kilkunastoma mieszkaniami przy ul. Miechowity. Przyszłe moje w niej mieszkanie przejął potem za butelkę szampana Henryk Kocój.
Po czterech latach pracy w Krakowie przeniosłem się do Warszawy, choć Krakowa nie mogłem odżałować. Kiedy powiedziałem żartem Stanisławowi Burkotowi, że chętnie przeniósłbym się znów do Krakowa, bo tam jest lepsze pieczywo (odpowiadały mi zwłaszcza solone „sztangle”, znane jeszcze w CK Monarchii), po kilkunastu dniach otrzymałem od Magnificencji stosowną propozycję.
Bardzo wiele zawdzięczam krakowskiej Alma Mater! I nie chodzi tylko o instytucję, ale przede wszystkim o tych wszystkich mistrzów, znajomych i przyjaciół, bez których dalsze doskonalenie zawodowe byłoby znacznie trudniejsze. W takiej atmosferze, spośród około czterdziestu studentów mojego rocznika, czterech zdobyło potem tytuł naukowy profesora.
Jerzy Myśliński
Konspekt nr 1/2006 (25)