ny. Przywoła także dwa cytaty z Pamiętnika Brzozowskiego, które miały dowieść — pierwszy1 — szalonej ambicji, pychy i autokra-tyzmu, drugi — maniery definiowania, „obmawiania”, redukowania do atrakcyjnego określenia (w znaczeniu pokazania krytycznej wirtuozerii, czyli wyeksponowania siebie)2. Dobór cytatów był tak niewłaściwy dla udokumentowania formułowanych tez, że nazwanie tego procederu nieporozumieniem będzie nader oszczędną oceną3. Cytat pierwszy mówi więcej o pasjach i bezradności Brzozowskiego, którego przytłaczają umykający czas, choroba, fatalne warunki pracy, niż o jego pysze. Fragment drugi powiadamia dokładnie o czymś przeciwnym, niż chciał „zilustrować” to Żeromski: o aporiach języka, o trudnościach dyskursu krytycznego, o wątpliwościach, o wysokich wymaganiach stawianych krytykowi.
Lista zarzutów jest długa i żółcią pisana. O jednym wszakże jeszcze chcę przypomnieć, bo ważny. Kampanię „antymiria-mowską” nazwał Żeromski ordynarną napaścią. Jednocześnie zaproponował nazwać Akademię imieniem Przesmyckiego. Ta koincydencja bezprzykładnego ataku na autora Samego wśród ludzi i zamiar uhonorowania redaktora „Chimery” — to raczej ujawnienie resentymentów, osobiste rozliczenia, nieopanowanie namiętności niż klarowny opis zadań nowej instytucji. Skąd się wzięły te emocje?4
14 Późne... 209
Brzmi ów cytat następująco: „Dlaczego nic mogę pracować, jak bym mógł, bo mógłbym. Zmieniłbym charakter polskiej literatury na całe pokolenia i byłbym szczęśliwy, ale muszę żyć w ciągłym braku książek i dręczyć się wy rzutami sumienia, gdy się kształcę zamiast pisać”. Ibidem, s. 72.
Dowiemy się z cytatu: „Światopogląd takiego poety jak Shelley naraża na niebezpieczeństwo pedantyzmu każdego, kto chce go zdefiniować. Pamiętając o tym, jednak musimy starać się o możliwie najwyższy stopień określoności”. Ibidem, s. 73.
Także w wypowiedziach prywatnych Żeromski nie skąpił Brzozowskiemu niechęci. J. Lechoń w Dzienniku zanotował: „Żeromski pienił się, mówiąc o nim, choć bynajmniej nie miał powodu, aby się na niego uskarżać osobiście” (J. Le choń: Dziennik. T. 1. Warszawa 1992, s. 236).
Naturalnie, samo zjawisko można też opisać w kategoriach ekonomii re prezentacji, zawłaszczanej przez politykę. Żeromski „tłumaczy” krytyczne teksty Brzozowskiego na uogólniającą diagnozę o rozhukanych uzurpatorach, podważających wartości wykreowane przez prawdziwych twórców. Dzieje się to na mocy „transakcji dokonywanej w publicznej sferze wymiany”: potrzeba takiej właśnie reprezentacji autora Przedwiośnia miała się spotkać z potrzebą środowi ska literackiego, nieskłonnego do pokornego słuchania krytyk, tym bardziej pouczeń. Odwołuję się tu do inspirującego artykułu M.P. Markowskiego: Reprezentacja i ekonomia. „Teksty Drugie” 2004, nr 4. Markowski sygnalizuje