PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA. 257
Przed burzą chroni się król zbłąkany w borze do chaty, która mu się nasunęła. Była to chata czarownicy Welindy. Krok napił się napoju, co miał moc taką, że wlewał w pijącego wiarę we wszystko, co usłyszy. Wówczas powiedziała mu Welinda, że Kolęda jest wiedźmą, która w tej chwili powiła poczwarę podobną do żaby, i że ona jest przyczyną wszystkich jego nieszczęść, i że powinien natychmiast wydać rozkaz, aby matkę poczwarę wraz z dzieckiem potworem wyrzucono z Wawelu na mróz w czyste pole, aby tam przepadły. Krok pod wpływem napoju wierzy ślepo podstępnym radom Welindy, zdejmuje pierścień na znak swej woli i poleca Wełindzie, by według swych rad, zaniosła rozkaz jego na Wawel. Stało się. Nazajutrz wraca Krok do domu i dowiaduje się, że Kolęda powiła ślicznego chłopca, którym się wszyscy zachwycali, który cały naród rozweselił swoim widokiem, jakby słonko wiosenne. Rozpacz znowu ogarnia Kroka, aż tu ponownie zwabia go Welinda do siebie i tam czarami zamienia w króla wężów, Położą.
Teraz, gdy Polsce króla zabrakło, zastępcy Popiela pod dowództwem Welindy zajmują Kraków, naród tchórzliwie się poddaje, pod Wawelem w pieczarze 'zamieszkuje Żmij, straszny smok o siedmiu głowach i zatruwa powietrze zabójczymi wyziewy. Miasto zalewa cuchnąca woda, i w miejsce Krakowm powstaje zgniłe jezioro, a nad niem sterczy Wawel z Welinda i Żmijem.
Król morza, Czech, poczciwy bardzo rębajło, pod pantoflem będący u swej żony, królowej Rosy, zlitował się nad Kolędą i jej dziecięciem, i dał im za mieszkanie ciepłe obłoki, wypuszczone z morza. Tam rósł syn Kolędy, ale spał, aż później przebudził się na złotym koniu Złotogrzywku, nazwał się Kupało i został piastunem słońca i ognia.
Nie wiedząc kiedy, stanęliśmy u progu pieśni już czwartej, pod napisem „Dodola^h
Widać obawy przy wzięciu książki do ręki były płonne, skoro tak prędko doczytaliśmy się trzech pieśni. Nie znudziły one wcale, owszem sprawiają nie małą przyjemność dziwnego rodzaju. Ileż to razy, przygnieceni trudem życia, chętnie, z rozkoszą biegniemy myślą wstecz, w lata dziecięce, kiedyśmy byli tacy szczęśliwi, tacy swobodni! Wspo mnienie przeszłości rozrzewni nas, ale i pocieszy i ułagodzi żal, bo chociaż dziś nie jesteśmy szczęśliwi, przypomina, żeśmy nimi niegdyś byli. Gzy jest starzec, coby nie ożywił się, nie uśmiechnął, nie rozru* szał na wspomnienie lat młodych? Może to i dlatego, by człowiekowi to źródło chwil najmilszych życia, na zawsze zachować, jak ożywczą