394 OJCZE NASZ.
panna róża (głosem urywanym).
Dzięki za wizytę.
Ale widzi ksiądz proboszcz, dziś mi wszystko szkodzi, Rozstraja. . . Ja w rozpaczy. . . serce jak rozbite. Pomówimy, lecz później, wkrótce. Do księdza przybędę. Ksiądz go kochał, wiem dobrze. . . Takem dzisiaj dzika. . . Kiedy mówić mam o tem, ja się nie zdobędę Na spokój, wpadam w wściekłość... rozum gdzieś mi znika. Dzisiaj czuję potrzebę, bym sama w swym domu Wypłakała mą boleść.
ks. proboszcz.
To daruj, odchodzę.
Rozumiem, że żałujesz gorzko brata zgonu,
Lecz jedno słowo powiem — może ból osłodzę:
Kobieto ! łzy twe otrzej: twój brat dzisiaj w niebie !
PANNA 110ZA.
W niebie! Ha, tej czekałam błahej odpowiedzi,
Którą wiecznie egoizm każe mamić siebie !
Brat w niebie. Dajmy na to ! Lecz z łaski gawiedzi Jest także tam na Haxo. W trupiarni cmentarnej Leżał, skrzepłą krwią zbroczon, zorany ranami.
To pewniejszem od nieba obietnicy marnej.
W niebie !. . . Ja nie ujrzę tam poza obłokiem Mego Jana w zachwycie z męczeństwa palmami,
Lecz śmierć jego prawdziwa — trupa widzę okiem.
To pewnem!... Gdy na zwłoki zsypywano żwiry W ohydnej krwawej fosie — niech to ksiądz pamięta —
I mą wiarę wraz z trupem pogrzebały zbiry.
Niebo !. . . wiecznie to niebo ! A gdy czerń przeklęta Wlokła Jana do kaźni, raziła kulami,
To niebo się stroiło w pogody kolory!
Dziś ono się nie troszczy lada drobiazgami.
Już przeszły czasy zemsty: Sodomy, Gomory. . .
Niebo ! jak ono czyste, patrz, nic się nie schmurza !
Paryż w ogniu i rzezi — zda się wkrótce skona Miasto we krwi potopie, bruk się w nafcie nurza —
A niebo wciąż pogodnem!... cisza niezmącona, —
Choć zawsze krwi niewinnej zabrania przelewu...
Twe niebo ja przeklinam! Tak ja, siostra księdza!