Moja Ameryka... (2)
Georgia zajmuje powierzchnię 152 km2 (prawie połowa Polski), a zamieszkuje ją około 7 min ludzi (czwarta część to Afroamerykanie), z czego ponad połowa w samej Atlancie! Warunki klimatyczne zbliżone do północnej Afryki: wysokie temperatury, duża wilgotność powietrza, ogromna ilość insektów, nie zachęcały w przeszłości do osiedlania się na południu USA
Jeszcze przed 40 laty Georgia i Floryda należały do słabo zaludnionych i uważane były za nieprzyjazne człowiekowi w codziennym życiu. Do przyjazdów nie zachęcała nawet słabo wówczas rozwinięta tam baza hotelowa. Farmerzy „dorabiali sobie" przydrożną sprzedażą pamiątek dla turystów. Oferowali głównie egzotyczne dla reszty kraju zwierzęta i rośliny. Przybyszowi z Nowego Jorku wydawało się, że utrwali swe wakacyjne wspomnienia przywożąc np. malutkiego krokodyla. Szybko rosnąca i niebezpieczna zabawka stawała się jednak wkrótce kłopotliwa i lądowała... w miejskich kanałach!
Atrakcyjność Georgii wzrastała wraz z upowszechnianiem się klimatyzacji. Dziś jest ona wszędzie i wydaje się tak niezbędna dla człowieka, jak woda. Zastanawiam się, kiedy i jak Amerykanie „sklimatyzują” ulice? Już dziś nie spaceruje się tam latem w parkach, ale w wielkich centrach handlowych, gdzie są kilometry klimatyzowanych korytarzy! Ot, nowa kultura, która nadciąga także do nas i to wcale nie z powodu klimatyzacji... Owe parki, w rozumieniu europejskim, w Georgii prawie nie istnieją. Stan, który jeszcze w ubiegłym wieku posiadał ogromną ilość zalesionej powierzchni, dziś wyzbywa się drzew w zastraszającym tempie. Wydaje się, że nie obowiązują żadne normy ochronne, a drzewa są bezkarnie wyrywane wraz z korzeniami przez ogromne maszyny czyszczące teren pod kolejne inwestycje. Odnosiłem w'rażenie, jakby roślinność Amerykanom przeszkadzała. Na swoich posiadłościach zostawiają jedynie wysokie drzewa, a usuwają wszystko poniżej ich koron, likwidując przy okazji naturalne środowisko życia wielu drobnych zwierząt. Niektórzy tłumaczą, że boją się węży, ale mimo wszystko trochę barbarzyńska jednak ta Ameryka...
Dostaję samochód do dyspozycji, ale „usamodzielnianie” nie jest proste. Pułapką staje się już pierwsze, proste skrzyżowanie, na którym wszyscy mają znak „stop"! Bezsens? Wręcz przeciwnie: to nawet lepiej porządkuje ruch, niż europejskie małe ronda. Zatrzymać muszą się wszyscy, a ruszają w kolejności podjechania do skrzyżowania. Trzeba ją zapamiętać i... przestrzegać. Imponuje
Kaczka w pieczarkach