Przy tym wszystkim należy zagwarantować osobie, która jest obdarowywana, maksymalną godność i szacunek. Jeśli faktycznie jest coś takiego, jak „grzechy wołające o pomstę do nieba”, to z pewnością zalicza się do nich szydzenie i wyśmiewanie tych, którzy znajdują się w potrzebie. W tym miejscu znów odwołam się do tradycji żydowskiej. Pamiętam, jak przed kilku laty, gościłem na uroczystym szabasie w Warszawie. Do synagogi przyszedł wówczas ze swoim ojcem mały chłopiec, który opowiedział następującą historię:
„Pewien mężczyzna obserwował Żydów modlących się w synagodze. Zaintrygowało go, a nawet rozśmieszyło ich niezmierne zaangażowanie oraz fakt, iż - jak to określił - bardzo intensywnie „kiwali się” i wykonywali zamaszyste ruchy rękoma. Poprosił jednego z Żydów o wytłumaczenie tego. Ten odpowiedział mu w sposób następujący: «Wyobraź sobie, że jesteś na środku jeziora i zaczynasz tonąć. Czy nie będziesz wzywał pomocy? Czy nie wykonasz wszelkich ruchów, które pomogą ci się utrzymać na powierzchni wody? Czy ratując się będziesz zwracał uwagę na to, że twoje zachowanie jest nieeleganckie?*”.
Nie jest łatwo przejść przez życie nieskażonym żadnymi wpadkami, zachować wielkość w każdym calu, osiągnąć sukces nie narażając się nikomu. Zresztą życie nie polega na tym, żeby być przyjacielem wszystkich. Podejmując różnorodne przedsięwzięcia musimy liczyć się z tym, że nie wszyscy będą nam klaskać. Pierwsi do recenzowania i krytykowania innych gotowi są ci, którzy sami nic nie robią. Ponieważ tacy ludzie posiadają najwięcej czasu. Historia Dziedu-szyckich, ludzi wielkich w najpełniejszym i naj-168 piękniejszym tego słowa znaczeniu, wskazuje na
- kilka uniwersalnych prawidłowości. Otóż warto
wytyczać wokół siebie linie, poza które nikt nie zdoła nas zepchnąć. W ramach tych linii możemy iść na różne kompromisy z władzą, kontrahentami, znajomymi itp. Wskazane jest również otaczanie się ludźmi prawymi. Powinni to być najbliżsi, którzy wzajemnie będą się pilnować,
aby nikt z ich grona nie przekroczył granic, jakimi są honor i przyzwoitość. Jeśli nawet ktoś przekroczy te granice lub niebezpiecznie się do nich zbliży, to przyjaciele powinni podać rękę w celu naprowadzenia na właściwy tor. W wielu rodzinach arystokratycznych i ziemiańskich (także u Dzieduszyckich), taki mechanizm skutecznie funkcjonował i funkcjonuje. Nie ma powodu, dla którego nie można by takiego systemu zastosować w całym narodzie. Od wieków -z mniejszym lub większym powodzeniem - czynią tak Żydzi. W rodzinie lepiej wzrasta się do wielkości niż w bezimiennej grupie, pełnej krytyków i siepaczy. Nie znaczy to, że w rodzinie wszyscy muszą się kochać, tak nie jest i nigdy nie było. Wystarczy „tylko” szacunek, solidarność i zaufanie. W tworzeniu takiej konstrukcji szczególną rolę winna odegrać inteligencja, a zwłaszcza historycy. Nie zapominajmy, że historię tworzą żyjący na przestrzeni wieków ludzie i ich dzieła. Wielcy powinni być jedni i drudzy. Wypada wierzyć, że z biegiem lat stracą swoją aktualność słowa piosenki Agnieszki Osieckiej Orszaki, Dworaki, której fragment przytaczam:
Historio, historio, tyle w tobie marzeń, często ciebie piszą kiamcy i gówniarze.
Orszaki, dworaki, szum pawich piór!
Orszaki, dworaki, szum!3
Póki co, wielu młodych historyków powinno te słowa poważnie rozważyć. Zbyt dużo wśród nas, a piszę w końcu o swoim pokoleniu (nie ukończyłem jeszcze trzydziestu lat), skłonności do rozliczania starszych osób, często kolegów po fachu. Tego rodzaju publikacje mają swoją rację bytu, ale na negatywnych bohaterach - domniemanych lub rzeczywistych - jeszcze żaden naród nie zdołał wychować młodzieży, zdolnej i patriotycznie usposobionej. Tymczasem realia są niepokojące. Duża część młodzieży nie jest w stanie wymienić przynajmniej kilku zasłużonych polskich inżynierów, chemików lub matematyków
Konap«kt nr 2/2007 (29)