268 liUKYDKA
Kawska, utrzymując się jednak w lekkim, żartobliwym nastroju, cboć głos jśj drżał nieco...
— Tobieby rodzice nie pozwolili! mówiła dalej panna Hubę, chociaż wzrok Liii znacząco Avzywał do milczenia—masz przecie wyjść za jakiegoś księcia...
— Żartujcie, moje panienki, przerwała panna Walter, a ja zupełnie seryo mówię
I zwracając się do inżyniera:
— Wszak prawda panie? Kuzynie pańskiej nie powiodły się niedawne swaty—przesądzać jednak nie można—uda się jej, lub komu innemu, raz drugi może.
Pierwszy to raz, od powrotu z Paryża, zrobiła tak wyraźną aluzyą do niedalekiej przeszłości —patrzała mu przy tern prosto w oczy, śledząc wrażenia słów powiedzianych; chciała zbadać, czy kochał istotnie, czy zapomniał już.
Joanka tymczasem zrozumiała tylko jedao: że Lila nie musiała kochać inżeniera, jeżeli tak swobdnie mówiła o możliwości jego małżestwa z inną. Zrozumiała też, że łączyła ich pewna zażyłość, dozwalająca na zwierzenia.
— Tak, raz drugi może! powtórzył za Lila, jakby bezwiednie. Choć w takich razach, zwykle, trzecie osoby są zbyteczne.
Mrok zapadł—partya szachów miała się ku końcowi. Tym razem Liii sprzyjało szczęście: miała jeszcze dwa konie, oficera i trzy piony, podczas gdy panna Kawska tylko jednego konia i dwa chłopki przy swym królu.
— Pan chyba już dziś wolny jesteś od zajęć? spytała panna Kawska inżeniera.
— Tak pani! odpowiedział, gdyż zamierzał pozostać w pałacyku.
— To zrób pan małą ofiarę dla damy: przyjechałam tu konno, bez mego grooma—noc zapada... odprowadź mię, choć za lasy tylko.—
— Już piąta blisko — rzekła Lila — nie puszczę bez obiadu*— wieczorem weźmiesz sanki, a po konia jutro posłać tu można...
Odsunęła trochę niecierpliwie stoliczek z szachami.
—' Daję za wygranę, lecz zostać nie mogę — kilka osób będzie u nas wieczorem.
Lila tak szybko zrobiła swoją uwagę że Kruszewski nie zdążył jeszcze odpowiedzieć
— Jedziemy tedy? pytała Joanka wstając.
— Zostań pani tu z nami... odparł. Mimo szczerej chęci służenia ci, nie mogę, niestety, gdyż ręka moja jeszcze nie pewna; do tego przed godziną wróciłem z Warszawy...
— Dobrze; rzekła nareszcie. Nim obiad podadzą, zagrasz