DZIEWCZYNA. 281
Udała, że nie zrozumiała jeszcze.
— A kogóż wizyty pańskie łudzićby mogły?
— Najpierw panią.....
— Więc panu koniecznie trzeba milionów do szczęścia? badała ciszój, z niewysłowionym żalem.
Była pod względem głosu skończoną artystką: nadawała mu dowolne dźwięki.
— Nie pani... ale...
Oh, powiedz pan szczerze... zagiąłeś parol na Liłę. Brzydka jak noc—ale za jej pieniądze, kupisz sobie ile tylko zechcesz pięknych...
Po twarzy inżeniera przebiegły ognie oburzenia. Pohamował się jednak i rzekł z pozornym spokojem:
— Czy dałem pani powód znieważania mię i to w twym własnym domu...
— A ja? odparła, unosząc się z sofki i stając przed nim piękna, roskoszna, czarująca. Kocham cię... wiesz o tem dawno... igrałeś jednak dowolnie ze spokojem mego życia...
— Jaja?
— Tak, ty.
Gorące rumieńce na twarz jej wypłynęły.
— Wystarczało daó mi odrazu do zrozumienia, że cię nęcą wory złota tej pół Niemki!
— Panno Joanno!
— Ah. jak ja ją nienawidzę!
— Wiem o tem, odparł z naciskiem.
— Wiesz? a ani jednem słowem...
— Jeżeli panna Walter zgodzi się zostać moją żoną—rzekł nareszcie, stawiając czoło burzy—to przysięgam pani, że się oświadczę nie dla jej milionów.
Zaśmiała się szyderczo.
— Kochasz ją?
Skinął głową potwierdzająco.
— Że ci zapewniła stanowisko, licząc na wdzięczność... potworna kobieta!
— Kocham ją, że dobra, szlachetna, uczynna, spółczująca drugich niedolę—wreszcie i dla tego, że ją od pewnej uratowałem śmierci...
— Oh, śmierci?., upadku z konia raczej, szydziła dalej.
— Dla jej to miłości, zaniechałem śledztwa w tej brudnej sprawie, choć koniuszy okazał mi zadatek: tysiąc rubli, wspomniał o obietnicy dwóch jeszcze... apres coup i wyznał prawdę całą....
Patrzała teraz na niego przerażona, blada, chwiejąca się.
— Dla tego jeszcze z panią żenić się nie mogę, gdyż jesteś na łasce zwykłego służalca; cóż począłbym, gdyby mi żonę, matkę