jeszcze pomóc zrozumieć swoim uczniom, że nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla dzisiejszej politycznej anemii nieprzeżyta eschatologiczna psychoza XX wieku.
Jaki skutek ma straszenie dwudziestowiecznymi ekstremizmami, skoro zarówno lewicowe jak i prawicowe radykalizmy są mało prawdopodobne w świecie zdominowanym przez liberalne ironistki, a tacy jesteśmy prawie wszyscy? Pomijając "obrońców krzyża", wszyscy mamy dystans do roli. Wstyd przed zaangażowaniem jest powszechny. Ustanowiona przez rządy cynicznego rozumu "cela śmiechu" okazuje się równie odstraszającym narzędziem podporządkowania, co trzy lata wyroku w prawdziwej celi.
Stoimy zatem przed dylematem: czy to samo, co jest gwarantem, że nie powtórzą się zbrodnie XX wieku jest jednocześnie barierą przed samoorganizacją społeczną?
W ostatnim napisanym przez Dostojewskiego opowiadaniu "Sen śmiesznego człowieka" bohater uważa, że życie jest ważniejsze niż sens życia. Odwrotnie niż bohaterowie "Biesów", w których Kiryłow przedkłada swoją teorię nad życie czy Szigałow, twierdzący, że teoria ważniejsza jest niż milion żyć. Czy współczesny "kontrakt postpolityczny" nam się opłaca? Czy warto rezygnować z demokracji, za gwarancje uniknięcia przemocy fizycznej. Czy warto oddać podmiotowość za bezpieczeństwo?
Miłosz całe życie desperacko poszukiwał odpowiedzi na pytanie, jak odnaleźć sens życia w "odczarowanym świecie". Szukał jej nie tylko w polskiej i rosyjskiej literaturze XIX wieku, ale także u Blake'a i Swedenborga, w manichejskich sektach wczesnochrześcijańskich i u rosyjskich filozofów religijnych. Wszędzie, gdzie nie handluje się podmiotowością człowieka, nawet za obietnicę zamieszkania w "pałacu kryształowym".
Czy będziemy w stanie wyciągnąć praktyczne wnioski z przykładu despotycznej modernizacji Chin? Dziś dostrzegamy wyraźnie, że utylitaryzm wcale nie kłóci się z autorytaryzmem, nawet jeśli zapomnieliśmy, że Jeremy Bentham zbudował swój panoptykon w Sewastopolu na zaproszenie caratu.
Czy rzeczywiście największym zagrożeniem dla demokracji jest populizm, czy paraliżujący wszelkie działanie na lewo od skrajnej prawicy wirus cynizmu? Ludzie nie wykorzystują dziś posiadanej wiedzy do zmiany świata na lepsze, tylko uczą się dzięki niej akceptować istniejące niedoskonałości. Peter Sloterdijk zauważył to przejście między klasyczną oświeceniową krytyką ideologii, w której zło społeczne wyjaśniano fałszywym wyobrażeniem rzeczywistości, do współczesnej świadomej rezygnacji. Nie jest już tak, że ludzie "robią to, ale o tym nie wiedzą", tylko "bardzo dobrze wiedzą, co robią, a mimo to nadal to robią", a nawet "wiedzą, że w tym, co robią, kierują się iluzją, a mimo to nadal to robią" (to już Żiżek - ten postrach rodziców). Dziś dla nikogo nie jest odkryciem, że żyjemy w społeczeństwie spektaklu. Odkryciem może być odpowiedź na pytanie, jak nas podnieść, wygodnie przed nim usadzonych. Spektakl z transferami jest doskonałym przykładem sytuacji, w której wszyscy - od premiera po dziennikarzy i telewidzów - doskonale wiedzą, że chodzi wyłącznie o żądzę kariery, a nie żadnych wykluczonych, albo o dobro wspólne, a rozmawiają o tym, jakby chodziło o jakąś politykę.
4