PRZEZ
VI.
W kilka dni później, panna Walter, zeszedłszy wcześniój da biur, niż zwykle, była obecna gatunkowaniu listów przyniesionych z poczty.
Między korespondencyą zagraniczną, uderzył ją jeden list, w kopercie z kosztownego angielskiego papieru i artystyczną winietą, wyobrażającą herb cudzoziemski z hrabiowską koroną i dumną dewizą: „Ense et aratro“ 1). Na kopercie było pięknem, ko-biecem pismem nakreślone nazwisko Kruszewskiego i stempel na znaczku pocztowym: Paris-Luxembourg.
Rzuciła nań okiem, żałując może skrycie, że tego właśnie jej sekretarz nie otrzymał przez pomyłkę i nie podał otwartego.
Zapewne to owa hr. Klara pisała,—gdyż nazwisko nie było przekręcone, a drobnostkowy adres: śtablissements meta-lurgi qu es—dowodziło, że pisząca była osobą dobrze z obecnem stanowiskiem inżeniera obeznaną.
Trzymała jeszcze list intrygujący ją w ręku, gdy wszedł Kruszewski, wesoły uśmiechnięty, z cygaretką w ustach, rozmawiając z jednym z urzędników "biura.
— List dla pana"—rzekła, odpowiadając na ukłon podwładnego. Przepysznie ten herb kolorami odrobiony.
Wziął list i nie otwierając schował do kieszeni paletota.
W pół godziny potem, gdy przeglądała własną koresponden-cyę w swym pokoju, wszedł woźny i zameldował inżeniera.
— Proś zaraz, poleciła.
Wszedł bardzo blady, z pewnóm wąchaniem nawet—tak blady, że Lila to zauważała.
Ciąg dalszy. Zob. Zeszyt za miesiąc Październik r. b.
i) Mieczem i pługiem. Dewiza hr. do Yillars, późnićj i marsz. Bugeaud.