opowiadania i wiersze jesienne, zwierzÄ™ta leĹ›ne, Kolczasta przyjaźń


Ilustracje: Agata Gwizd-Leszczyńska

KOLCZASTA PRZYJAŹŃ

W ogrodzie, pod jednym z krzaczków, miał swoją norkę mały jeż. Jeż ten nazywał się Jerzyk i był bardzo samotny. Żadna wiewiórka, mysz czy nawet ślimak nie chciały się z nim przyjaźnić, gdyż bardzo bały się jego kolców. I tak żył jeż niezbyt szczęśliwie, i marzył o tym, by choć raz spotkać kogoś podobnego do siebie. Któregoś wieczora, tak jak zwykle, przytuptał na taras, gdzie mała Joasia wystawiała mleczko dla swych kotów. A koty były dwa. Oba rude, tłuste i na dodatek okropnie złośliwe. Jerzyk, rzecz jasna, bał się ich jak ognia i przychodził dopiero wtedy, gdy Filon i Koleś dawno już spali. Na szczęście koty za mlekiem nie przepadały i codziennie zostawiały prawie pełną miseczkę.

Tak też było i tym razem. Mleko już z daleka bieliło się i pachniało pełnym brzuszkiem, gdy nagle zdumiony Jerzyk o coś się potknął. - Oj, kto to? - zapytał i wyciągnął przed siebie łapkę, gdyż było zupełnie ciemno.
- Auć! - jęknął nagle, gdy poczuł, że coś długiego i ostrego wbiło mu się w palec. Natychmiast zapomniał o mleku i już miał uciec, gdy usłyszał takie oto słowa:
- Kto mnie budzi? Przecież jeszcze jest ciemno! Jerzyk, bardzo zdziwiony i nie mniej wystraszony, odpowiedział:
- Bardzo pana przepraszam, panie kocie. To ja jeż Jerzyk. Nie chciałem pana obudzić. To tylko tak, przez pomyłkę - dodał, gdyż sądził, że to z samym Filonem ma do czynienia. I już miał odejść, gdy ów głos znów się odezwał:
- Hej, zaczekaj mały i nie bój się tak, bo kotem nie jestem na pewno. Daję ci na to moje kolczaste słowo. Jerzyk słysząc to, rozmasował bolącą go jeszcze łapkę i z lękiem zapytał:- To kim jesteś, jeśli nie kotem? Głos roześmiał się gromko i odparł:
- Jestem kaktusem! Rośliną, która pochodzi z ciepłych krajów i cała pokryta jest kolcami. Nic o mnie nie słyszałeś, bo jestem tu od dziś. Jerzyk słysząc to podskoczył z zadowolenia i zawołał:
- To ty tez masz kolce? A już myślałem, że tylko ja jestem kolczasty! Kaktus w odpowiedzi zaśmiał się tak głośno, że omal nie obudził kotów:
- O, gdybyś tylko zobaczył mój brzuch, przestałbyś tak myśleć. Żaden z kwiatów nie chce stać obok mnie. Właśnie w tej chwili wietrzyk przegonił chmury, zza których wyłonił się księżyc i Jerzyk mógł w jego świetle przyjrzeć się kaktusowi. A po kilku minutach, i kwiat, i zwierzak oglądali nawzajem swe kolce. Kaktus próbował nawet policzyć kolce kolegi, ale szybko z tego zrezygnował. Jerzyk zapomniał zaś zapomniał i o kotach i o ślimakach i o tych wszystkich, którzy nie chcieli być jego przyjaciółmi, po czym, bardzo zadowolony, powiedział:
- Jak to dobrze, że się spotkaliśmy! Możemy się ze sobą zaprzyjaźnić i już nigdy nie będzie nam smutno. Co ty na to, kaktusie?
Kaktus, gdyby mógł, to podskoczyłby z radości, a że nie mógł, to tylko tak powiedział:
- Z chęcią! A teraz usiądź obok mnie i opowiedz mi o ogrodzie. No i o tych kotach. Bo wszystkiego jestem bardzo ciekawy.
Od tamtej pory, każdego wieczora, spotykał się Jerzyk z kaktusem. Rzecz jasna, szybko się ze sobą zaprzyjaźnili i pewnie do dziś opowiadają sobie o kolcach, o ogrodzie i o ciepłych krajach. No i o kotach naturalnie też.

NIEZWYKŁA PRZYGODA PANA WIEWIÓRKI

W lesie, nieopodal rzeczki, mieszkał młody Pan Wiewiórka. Miał dziuplę na jednym z drzew i całymi dniami wylegiwał się na słońcu albo spotykał ze swym przyjacielem. Przyjaciel ten miał na imię Syriusz i mieszkał po drugiej stronie rzeki. Za każdym razem, gdy się Pan Wiewiórka do niego wybierał, musiał przejść przez zrobioną przez bobry kładkę. Tak też było i tym razem. Po południu, gdy niebo nieco się zachmurzyło, wybrał się Pan Wiewiórka do kolegi w odwiedziny. A że był zapominalski, nie zabrał ze sobą parasola.
Gdy doszedł do rzeczki niebo było ciemne jak atrament, a słońca prawie już nie było widać. Zrobiło się tak ciemno i strasznie, że nawet bobry pochowały się w swych żeremiach. Pan Wiewiórka przebiegł szybciutko przez kładkę i już po chwili zapukał do dziupli przyjaciela. Ale nikt mu nie odpowiedział. Za drzwiami panowała cisza, a dziupla zamknięta była na dwie metalowe kłódki - Och, czyżbym za wcześnie przyszedł?
To przecież dziś mieliśmy zagrać w domino! - powiedział i zapukał jeszcze raz.
Niestety, nikt mu nie otworzył, a z nieba zaczął kapać deszcz. Taki niewinny i malutki. Pan Wiewiórka wcale się tym nie przejął i wymachując zerwanym po drodze liściem, wolno poszedł w kierunku swego domku. Jednak, gdy deszcz zaczął padać mocniej, przyspieszył kroku.
- Do domu całkiem blisko, tylko mostek i kilka drzew - pomyślał.

Właśnie wtedy, gdy dochodził do mostku, deszcz lunął jak z cebra, a na niebie zapaliły się błyskawice. Pan Wiewiórka, wystraszony takim widokiem, pośliznął się i omal nie wpadł do rzeczki. A gdy już szczęśliwie zszedł z mostku, przykucnął pod największym z krzaczków i postanowił poczekać aż burza minie. Niestety, mijały minuty a deszcz padał i padał i ani myślał przestać. Widząc, że siedzenie pod krzaczkiem na niewiele się zda, osłonił się liściem i biegiem ruszył do domu. Niestety, liść był zbyt mały i nim Pan Wiewiórka dotarł do swej dziupli, cały był już mokry.  Nic więc dziwnego że przeziębił się i zaczął kichać. Czym prędzej wlazł więc pod ciepłą kołderkę i popijając herbatę z miodem, zastanawiał się nad tym, co robić by w czasie deszczu nigdy nie moknąć. A musicie wiedzieć, że były to dość dawne czasy i wiewiórki miały ogonki małe i niepozorne niczym myszki. Po kilku minutach rozmyślań, Pan Wiewiórka wpadł na pewien niecodzienny pomysł.

- Mam - zawołał uradowany. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!
  -  Jak się uda, to już nigdy nie będę potrzebował parasola!

Po chwili siedział na mięciutkiej sofie i starannie wyczesywał swą niepozorną kitkę. Nikt nie wie jak długo czesał swój ogonek Pan Wiewiórka. Pewne jest tylko to, że jak wyzdrowiał, jego ogonek wyglądał niczym lisia kita. Był puszysty, miękki i na tyle duży, że Pan Wiewiórka mógł się pod nim schronić jak pod parasolem. Na dodatek taka wspaniała kita umożliwiała wykonywanie znacznie dłuższych skoków niż poprzednio. Syriusz, przyjaciel, który grywał z nim w domino, z zazdrością spoglądał na niego. A gdy Pan Wiewiórka stał się najlepszym skoczkiem w okolicy, Syriusz, w wielkiej tajemnicy, zaczął wyczesywać swój ogonek. Widząc co się dzieje, niemal natychmiast, wszystkie wiewiórki zaczęły dbać o swe ogonki. Naturalnie, w wielkiej tajemnicy przed sobą. Szczotkowały, wyczesywały i pielęgnowały je tak, że w krótkim czasie stały się one podobne do tych, które teraz znamy. Od tamtej pory wiewiórki niezwykle dumne są ze swych kitek i nawet sobie nie wyobrażają, że kiedyś mogły one wyglądać zupełnie inaczej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
opowiadania i wiersze jesienne, W czasie deszczu dzieci siÄ™ nudzÄ…, M
opowiadania i wiersze jesienne, Kosz peĹ‚en warzyw i owocĂłw, „ SMACZNE SĄ OWOCE”
opowiadania i wiersze jesienne, Bezpieczna droga do przedszkola, E
opowiadania i wiersze jesienne, listonosz, Julian Tuwim
opowiadania i wiersze jesienne, odlot ptakĂłw, M
opowiadania i wiersze jesienne, jesień w parku i w lesie, A to kapelusz
opowiadania i wiersze jesienne, Jestem sobie przedszkolaczek, E
opowiadania i wiersze jesienne, Ja i moja rodzina, D
wiersze o jesieni
wierszyki - jesień, SZKOLA, Wiersze dla dzieci
dyplom czytania jesiennych wierszy, jesienny
opowiadanie o Pani Jesieni
Pozytywny wiersz o jesieni
Fraszki i wiersze jesienne, Pomoce dydaktyczne, Jesień
wiersze o jesieni dla maluszków, różne pomoce dydaktyczne, Adaptacja
wiersze o jesieni, dla dzieci i o nich, WIERSZYKI
jesienne zwierzę teatrzyk kukiełkowy RD53BA46PCATYTL3OAUAZXYKDJGV5MLVW37X22A
Wiersze jesienne, Scenariusze, Do segregacji

więcej podobnych podstron